Pewnie większość z Was, która od dłuższego czasu obserwuje mojego [fanpage’a] zauważyła, że często podróżuję. I mogę się teraz oficjalnie przyznać: jestem od podróży UZALEŻNIONA. Nie uważam jednak, że jest to coś złego. Żadna szkoła, żadne warsztaty, szkolenia, wykłady nie nauczyły mnie tyle, ile nauczyły podróże. Bardzo się zmieniłam i uważam, że na lepsze. Z zamkniętej w sobie introwertyczki, z zaburzeniami nerwowo-depresyjnymi, jak to stwierdziła 7 lat temu pewna pani psycholog, stałam się dosyć otwartą i szczęśliwą osobą (tak, wiem, szczęście to pojęcie względne). Mam swoje plany, cele, które cały czas realizuje. Oczywiście, wpłynęło na to także parę innych czynników - ludzie, których poznałam, założenie bloga, czy zmiana diety i skupienie się na naprawie zdrowia. Jednak jestem pewna, że największa zasługa, to właśnie podróże. Barcelona, Paryż, Lizbona, Cape Saint Vincent, Amsterdam, Cannes, Słowacja, cały Benelux, Polska przemierzona wzdłuż i wszerz... oj było tego sporo. Za co więc kocham podróże?
Za możliwość dystansu. To właśnie podróże nauczyły mnie, że w życiu należy być do wszystkiego zdystansowanym. I nie podchodzić do niczego na poważnie (wiadomo, są pewne wyjątki), nie warto skupiać się na tym, co nam nie wyszło, co poszło nie po naszej myśli. Nie myślmy, że coś mogliśmy zrobić lepiej. Kiedy jestem kilkaset kilometrów od domów, czuję, jakby wszystkie moje problemy zostały gdzieś bardzo daleko. Skupiam się na tym co jest tu i teraz. I to jest najwspanialsze uczucie na świecie.
Za naukę minimalizmu. Tego głównie nauczyły mnie góry - że tak na prawdę do szczęście nie wiele potrzeba. Z natury jestem maksymalistką. Lubię jak wszystkiego jest dużo. Dużo kosmetyków, dużo ubrań, dużo podróży, dużo spania, imprez, dużo jedzenia, dużo relaksu, ale też dużo pracy, dużo, wiedzy, dużo zaufanych ludzi wokół mnie. Dużo social media, internetu i dóbr materialnych. Co czasem ma negatywne skutki. W górach nie ma sklepów co 5 min, bankomatów, restauracji, wi-fi czy toalety. Okazało się, że potrafię bez tego przeżyć przez tydzień i może być naprawdę pięknie. Im mniej mamy, tym bardziej to doceniamy. Wystarczy paczka kabanosów w plecaku, butelka wody, piękne górskie widoki i wspaniali ludzie.
Za możliwość poznawania nowych ludzi. Zwykle otaczają nas Ci sami ludzie: przyjaciele, rodzina, sąsiedzi, znamy na pamięć ekspedientki w pobliskim sklepie. Ja uwielbiam poznawać nowych ludzi, zarówno z innego państwa czy kontynentu, ale także po prostu z innego środowiska. To zawsze inna historia, inne obyczaje, inna kultura, inne poglądy na świat, którymi możemy się podzielić, wymienić. Zawsze chętnie słuchałam opowieści jak żyje się w Meksyku czy na Teneryfie. Jak się u nich studiuje, co jedzą na co dzień, jaka jest mentalność. Co ciekawe, często zagraniczni znajomi doceniali Polskę i uważali, że Polacy to wartościowi, otwarci i gościnni ludzie. Uwielbiali pierogi, kabanosy i smakową Soplicę. Dzięki licznym kontaktom z Hiszpanami, nauczyłam się tego języka na poziomie komunikatywnym. Nauczyłam się też robić paelle czy sangrię.
Nie możesz kupić szczęścia, ale możesz pójść w góry.
Za możliwość relaksu. Wiadomo, można położyć się we własnym łóżku, włączyć serial czy muzykę i po prostu się zrelaksować. Ale kiedy robisz to na plaży w Portugalii czy na szczycie Babiej Góry to jest to zupełnie inny poziom relaksu. Taki 100%, że już więcej nie jest Ci do szczęścia potrzebne.Za możliwość poznawania świata i robienia nowych rzeczy. Uwielbiam poznawać nowe rzeczy, nowe miejsca. Zachwyca mnie architektura, parki, kwiaty, drzewa, zwierzęta. Tak, jestem estetką. Wcale nie muszą to być super egzotyczne miejsca, nigdy np. nie pojechałam na inny kontynent (chociaż wszystko jeszcze przede mną :D), ale sam fakt pojechania np. w Beskidy czy Kotlinę Kłodzką sprawia mi radość. Robienie nowych rzeczy rozwija nas, poprawia sprawność umysłu. Rozwija i buduje nasz charakter. Spójrzcie na dzieci, które cieszą się, gdy nauczą się nowej czynności np. jazdy na rowerze. Róbmy nowe rzeczy, wyjdźmy na ściankę wspinaczkową, popływajmy kajakiem, a może uszyjemy sobie czapkę? Zrobimy pierwszy w życiu tort?
Za te trudne warunki, które sprawiają, że doceniam swój własny dom. Wielu ludziom, wydaje się, że podróżnicy są prze szczęśliwymi istotami, wrzucając co chwile zdjęcia z innego miejsca, gdzie wszystko wygląda pięknie. Na pewno dojechali tam w komfortowych warunkach, wstali wyspani, wypoczęci i tak sobie spacerują po pięknych zakątkach świata. Żyć nie umierać. Oczywiście Ci, którzy nigdy nie zdecydowali się na podróż narzekają, że oni przy tych swoich zarobkach to co najwyżej mogą się przejechać do pobliskiego parku na spacer i lody. Otóż uwaga uwaga - NIE. Osobiście (i wydaje mi się, że większość podróżników również to praktykuje) wybieram jak najtańsze przejazdy i noclegi (korzystając z wszelkiego rodzaju aplikacji, porównywarek czy grup zrzeszających podróżników), co często wiążę się z gorszymi warunkami. Spanie w bacówce bez drzwi, przejazd kilkanaście godzin autokarem, zgubienie się w wielkim mieście i marsz kilka, kilkanaście kilometrów ze sporym bagażem, po 3h snu, bez normalnego posiłku (bo w torebce tylko chipsy kokosowe, które wychodzą już bokiem), opóźniony lot i koczowanie na lotnisku w strefie bezcłowej... Spanie na ziemi pod kocem, albo - na lotnisku. Oczywiście jeśli ktoś jest bogaty, to wozi się taksówkami i śpi w 5 gwiazdkowych hotelach - no niestety, mnie na to nie stać, ale z drugiej strony też mnie to nie kręci.
Co to za podróż bez żadnych przygód?! Ja bardzo miło wspominam jak zgubiłam się w Barcelonie, albo jak się okazało w Kopenhadze, że nie mamy gdzie spać i spędziliśmy noc na lotnisku.Uważam, że podróżować może każdy, bez względu na wiek, stan zdrowia (nie mówię o skrajnych przypadkach, gdzie ktoś jest na prawdę unieruchomiony) i pieniądze. Za kilka zł można pojechać nawet do Budapesztu czy Pragi (warto sprawdzać promocję na [Polskiego Busa]), a za kilkanaście polecieć np. do Włoch - tu też trzeba obserwować ceny i śledzić porównywarki lotów np. [skyscanner]. Ja np. pojechałam do Warszawy za 1zł, do Kopenhagi leciałam za 35zł. Albo ...pozostaje autostop! W tym roku odważyłam się po raz pierwszy - pojechałam z Władysławowa na Hel, miesiąc później z Enschede do Amsterdamu. Polecam! Tanie noclegi znajdziecie na [couchsurfing'u], [airbnb], [hotel 4 free] czy [booking.com]. Polecam także te portale do śledzenia aktualnych promocji np. [fly4free]
wcinam owoce morza w Lizbonie
Za możliwość próbowania nowych potraw. Każdy kraj, region, każdy dom, każda kultura ma swoje własne tradycje, regionalną kuchnie bogatą w lokalne warzywa, owoce oraz inne produkty, przetwory. W Polsce jemy schab, ziemniaki, pierogi, pijemy wódkę, za to w Hiszpanii jedzą tortille, paelle, popijają Sangrię, a w Budapeszcie Palinkę. W Portugalii możesz spróbować ryb prosto z oceanu, spróbować ośmiornicy. W Belgii najesz się dobrych żeberek, gdzie indziej zjesz pająka. W Tajlandii wypijesz świeżego kokosa. Jest tyle ciekawych smaków do odkrycia!
Za odkrywanie siebie. Swoich słabości, ale także umiejętności. Umysł ludzki jest nieograniczony. Kiedyś nie potrafiłam bardzo wielu przydatnych rzeczy, jak np. podejść do obcej osoby i zapytać o drogę. Albo zrobić to, na co mam ochotę, tylko pytałam wszystkich o zdanie. Teraz potrafię odnaleźć się niemal w każdej sytuacji, w każdym miejscu. Często zostawałam sama i to było mi potrzebne. Przebywanie samemu daleko od domu, to niezła szkoła życia. Np. kiedy masz rozładowany telefon, nie wiesz gdzie jesteś, nie masz pieniędzy i nie można płacić kartą. Aby być szczęśliwym, musimy pokochać własne towarzystwo. W końcu musimy z nim wytrwać do końca życia. W podróży odkryłam bardzo dużo cech charakteru, których bym się wcześniej po sobie nie spodziewała. Że potrafię być śmiała, odważna, otwarta, niezależna, zdecydowana. Podróże są jedyną czynnością, którą kupujesz, a sprawia, że stajesz się bogatszy.
Za przemyślenia. Dopiero w podróży mogłam się zastanowić nad swoim życiem. Dokąd zmierzam, czego oczekuje. W domu ciężko jest mi się na tym skupić. Dopiero gdy z niego wyjdę, siedzę w pociągu, spaceruję po nowych miejscach, staje się od razu kreatywniejsza. Mam nowe plany, nowe pomysły, wszystko jest takie realne, łatwiejsze. Chętniej zabieram się za realizację własnych marzeń.
Za to, że nie myślę wtedy o jedzeniu. Wiążę się to z nabieraniem dystansu, minimalizmem i w sumie to chyba każdym punktem, który opisałam powyżej. Po prostu - podczas podróży dzieje się tyle rzeczy, że się o tym nie myśli. O żadnym zagłuszaniu myśli jedzeniem. Podróże to świetny sposób na radzenie sobie z zaburzeniami odżywiania, o których pisałam [tutaj].