Potrafi obliczyć asymptotę poziomą hiperboli o 6:30 rano (w obliczu takich okoliczności można śmiało pozwolić sobie na stwierdzenie, że robi to z zamkniętymi oczami).
Sprawnie stosuje technikę przeciwskrętu na motorze z pasażerem, (czyli mną) na plecach.
Do swojego mini warsztatu sprowadził imadło obrotowe (zwykle nie spełniałoby oczekiwań) i nie zawahał się go użyć (i to nie raz, nie dwa już!)
Doprawdy nie wiem, jak to możliwe, ale sam – tymi własnymi ręcami, przeprowadził skutecznie (bo działa do dziś) design & implementation studzienki kanalizacyjnej/odpływowej lub obu jednocześnie (co do nazwy nie spierajmy się – nie można być doskonałym we wszystkim). Maintenance tego wiekopomnego dzieła to dla niego pajda chleba ze smalcem (bułka z masłem nie brzmi wystarczająco męsko).
Transmisja niewidocznych pakietów zaszyfrowanych to jego codzienność (no jak są niewidoczne i do tego szyfrowane to ja naprawdę nie wiem, jak on to robi).
Podobnie - zastosowanie algorytmów heurystycznych.
Opracował do perfekcji wiele praktycznych zastosowań zasady zachowania energii, (ale żeby nie było – bardzo pomaga w domu. Poważnie!)
Ocieplenie garażu na 2 samochody ognioodpornymi materiałami to dla niego pestka. Projekt zajął miesiąc, no - może dłużej, to działanie jednak na trwale ociepliło atmosferę w pokoju na 1 piętrze.
Potrafi rozpalić ognisko, tudzież - w kominku, połową zapałki (tą lepszą). (Nie potwierdzam, nie zaprzeczam, nie ogrzewałam się akurat przy takowym).
Dziwnym trafem nadaje na tych samych falach co gps (mnie nie zawsze się to udaje).
Wymiana żarówki ksenonowej w samochodzie z napędem na 4 koła? Proszę bardzo!
Krąży legenda, wedle której potrafi także wymienić koło w wolno jadącym samochodzie (ze swojej strony mogą dodać, że z całą pewnością elementem prawdziwym w tej opowieści jest fakt, iż to ja wcześniej na ten krawężnik najechałam prowokując dalszy bieg zdarzeń). Swoją drogą ciekawe, czy Clarkson już tego próbował? Ugrał szlemika (będąc ze mną w parze) a to podwójny zaszczyt. (A może to nie ze mną? – bo to rzeczywiście brzmi nieprawdopodobnie…, ale przynajmniej ten jeden raz ugrał na pewno!)
Jego nazwisko znajdziecie w pierwszej setce belgijskiej zawodników GO (myślę, że jego wieloletni sparing partner (kto jest czyim już nie będę wnikać) miałby więcej do powiedzenia o tych jego umiejętnościach, prawda Harry?)
Posiada zadziwiającą zdolność do nieprzyswajania "niepotrzebnych" umiejętności - patrz tu – choćby wiązania krawata (by nie sięgać daleko).
Umiał wywrócić Optymista na pełnej prędkości (nie sprawdziliśmy przy tej okazji, czy umiałby wrócić wpław do brzegu jakieś km albo 3, wysłaliśmy motorówkę z ekipą ratunkową). Ale tak! Na pewno potrafiłby! Nie daliśmy mu szansy spróbować, właśnie odjeżdżał nasz PKS do domu… Umiał (dwukrotnie!) zachować zimną krew towarzysząc żonie (czyli mnie) podczas porodu i przeciąć pępowinę, chociaż wszyscy wiedzą, albo właśnie się dowiedzieli, że nie byłby w stanie obejrzeć w całości jednego odcinka Kości czy Dr Housa. (No dobrze, może byłby, ale nie wiem, czy nie wiązałoby to się z koniecznością reanimacji tudzież użycia jednej z tych tradycyjnych metod ratowania życia. Usta-usta?)
Nikt tak jak on nie potrafi przekręcać nazw wszelakich (OK, palmę pierwszeństwa można przyznać także jego mamie, co tylko potwierdza, że nie poszło po wodzie). Szukaliście kiedyś Meridy (nie tej Walecznej) w Kudowie Zdroju? Polecam spróbować, – ale jolalanie ostrzegam – nie da się, chyba że poszukacie Mirandy…
Umie kupić jarmuż (choć wysłania go po fenkuła był nie ryzykowała).
I nie potrafi ugotować sosu pomidorowego…
(choć, jak sam twierdzi – umie zasadniczo wszystko) Jak widać, zasadniczo też robi różnicę. Twierdzi konsekwentnie także, że wszystko jest na jego głowie. Wówczas nie ma się co dziwić, że to wszystko staje w takich chwilach na głowie).
OK, wiadomo, że umiejętności ugotowania sosu pomidorowego nie potrafimy wyssać z mlekiem matki. Z czasem, szczególnie w czasach wczesno studenckich, od tej matczynej piersi brutalnie oderwani, uczymy się otwierać słoiki z gotowymi sosami. Nawet ja (nie żebym przeceniała moje zdolności kulinarne, ale ze względu na moje obecne podejście do kwestii gotowych produktów) używałam sosu pomidorowego z torebki (o zgrozo!) lub ze słoika (to drugie zwłaszcza po wypłacie stypendium). Ale było to tak dawno, że dawno minęła data ważności do dalszego przytaczania takich kompromitujących informacji.
Dlaczego akurat sos pomidorowy?
Pamiętam, że ja sama stawiałam moje pierwsze kulinarne kroki zaczynając od gotowania sosów, w tym przede wszystkim – pomidorowego. Wydaje mi się on dziś absolutną podstawą w naszej codziennej kuchni. Tak wiele dań się od niego zaczyna i tak świetnym posiłkiem jest sam w sobie. Do dziś mam, służącą mi teraz za zakładkę, kartkę wyrwaną z Wysokich Obcasów z przepisem Marty Gessler na sos pomidorowy. To taki mój kulinarny talizman i jednocześnie przypominajka, przywołująca mnie do czasów, w których upieczenie drożdżowych bułek na śniadanie mogło się skończyć tylko w jeden sposób – rzuceniem ich o ścianę jak kamieniem).
Postanowiłam podjąć się tego heroicznego wyczynu i nauczyć cud-męża (któremu zdolności w przeróżnych dziedzinach odmówić nie można, no sami powiedzcie) jak zrobić dobry (nie ustawiajmy na początek poprzeczki zbyt wysoko) sos pomidorowy.
Domowy sos pomidorowySkładniki:1 l pomidorowej passaty (przecieru pomidorowego)
250 g marchewki (waga po obraniu)
150 g cebuli (1 duża)
1 duża łodyga selera naciowego (ok. 100 g)
2 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżka klarowanego masła
sól, pieprz, suszone oregano lub tymianek
szafran w płatkach (odrobina, jeśli brak - można pominąć)
Przygotowanie:1. Marchewkę obieramy, kroimy w kostkę (nie musi być bardzo drobna). Podobnie postępujemy z cebulą i selerem.
2. Na patelni rozgrzewamy oliwę i masło. Dusimy cebulę, dodajemy marchewkę i seler. Solimy. Mieszamy. Dusimy tak ok. 12-15 minut.
3. Dodajemy passatę, gotujemy kilka minut, dodajemy szafran. Miksujemy. Doprawiamy. Podajemy.
Smacznego!