Ostatnio wkręciłam się w ogrodnictwo :) Odkryłam, że jest to niezwykle relaksujące a efekty, szybko dają ukojenie dla wszystkich zmysłów. Ponieważ kawałka ziemi nie posiadam postanowiłam, że mój balkon odegra rolę oazy. A co!
Przy okazji zdradę Wam, co wyczytałam w starej książce przepisów mojej prababci Ani. Otóż zajmowała się ona ziołami, herbatkami i naparami. Zbierała tak zwane fusy, które wysypywała pod rośliny. Dzięki temu nie legło się żadne robactwo. Ponieważ sama również uwielbiam wszelkiego rodzaju herbatki i napary, postanowiłam wykorzystać jej sposób. I jak do tej pory - ani muszki :)
Co posadziłam? Główne skrzypce "grają" kolorowe kwiaty. Osteospermum zwane stokrotką afrykańską, petunie, lobelie - zdominowały donice. Bluszcz powoli pnie się po moich nowych pergolach, gdzie nie gdzie wykiełkowało kilka liści czosnku zasadzonego zupełnie na tak zwane "a może coś z tego wyjdzie". Azalia rozkwitła na piękny czerwony kolor, niecierpek świetnie się z nią dogaduje bo lubi cień.
Po drugiej stronie pomidorki i papryka czuszka. Do tego zioła: bazylia, rozmaryn, tymianek, kolendra, lubczyk, mięta, szałwia, szczypiorek - wszystko to na co dzień używam w swojej kuchni. W tym roku pojawił się też czosnek niedźwiedzi ale niestety za późno więc nadal korzystam z moich bieszczadzkich zasobów.
Lawenda rozkwitła fioletem a poziomka, która drugi rok z rzędu zakwitła i za owocowała słodkimi owocami. Jest barwnie, jest pachnąco i jest smacznie. A balkon w rzeczywistości naprawdę jest niewielki. Zapraszam Was do mojej oazy!