Najprostszy z chlebów pszennych, o czym świadczy to, że w ogóle mi wychodzi. Bułeczki, bajgle, rogaliki, drożdżówki, jagodzianki i wszystkie inne drożdżowe cudeńka udają mi się praktycznie bezproblemowo, natomiast chleb nie wychodzi mi prawie w ogóle, a na pewno zrobienie porządnego nie przychodzi z taką łatwością. Konieczne jest moje pełne skupienie i trzymanie się przepisu, inaczej nie wyrasta, rozlewa się, jest za kwaśny/za mokry/za suchy/cokolwiek. Mam na szczęście kilka sprawdzonych przepisów które się udają i wracam do nich co jakiś czas. Ten jest jednym z nich. Nie wymaga zakwasu, długiego rośnięcia, cudów z zagniataniem czy zastanawiania się nad hydratacją ciasta. Dygresja: robiłam kiedyś chleb, który trzeba było w czasie kilku godzin wyrastania składać co 45 minut; był przepyszny, ale zachodu strasznie dużo przy nim. Przepis pochodzi z
Moich Wypieków.
Składniki (dwa średnie bochenki, takie po 500-600 g albo jeden duuży bochen)
- 700 g mąki pszennej chlebowej (200 g podmieniłam na razową)
- 150 mleka (wzięłam mieszankę wody z jogurtem bo mleko wzięło i wyszło z lodówki)
- 300 ml wody
- 15 g świeżych drożdży
- 2 płaskie łyżeczki soli
- łyżeczka cukru
- 25 g rozpuszczonego i wystudzonego masła (dałam 3 łyżki oleju)
W części mleka wymieszanej z cukrem i częścią mąki rozrobić drożdże, odstawić na chwilę. Dodać resztę składników, wymieszać, wyrobić ciasto aż będzie gładkie. Odstawić do wyrastania - do podwojenia objętości. Wychodzę z założenia, że drożdżowe jak poleży dłużej to zawsze zyskuje, więc swój chlebek po godzinie wyrastania złożyłam i odstawiłam na kolejne wyrastanie, na jakieś 3 godziny (oczywiście uciekł z miski; może to kolejny objaw tego że chleby mnie nie darzą sympatią - zawsze uciekają z miski).
Wyrośnięte ciasto uformować w jeden bochen lub dwa mniejsze bochenki. Protip: łatwiej formuje się mniejsze i lepiej kroi, zresztą ja preferuję mniejsze kromki jako wygodniejsze. Zawsze jeden można zjadać a drugi zamrozić. Bochenki odstawić do wyrośnięcia na 30 minut lub więcej, do czasu aż porządnie urosną. Tuż przed pieczeniem naciąć wierzch żyletką; mój jest nacinany dwukrotnie, dlatego tak dziwnie wygląda, za pierwszym razem zrobiłam zbyt małe nacięcia i jeden chleb zdążył pęknąć z boku. Można spryskać wodą na początku pieczenia. Piec w 230* przez 10 minut, dopiekać w 200* aż chlebki będą rumiane a popukane od spodu wydadzą głuchy odgłos.