Marchewkowe sezamowe placki owsiane z figami, cynamonem, orzechami włoskimi, tahini i syropem klonowymPo tym śniadaniu mogę powiedzieć jedno: nie ma to jak ciepłe, jeszcze parujące placki o poranku :) Nieco nietypowe, bo marchewkowe, z wyczuwalnymi kawałkami płatków owsianych w środku i lekką, chrupiącą skórką na zewnątrz. Polane gęstym ciemnym tahini i słodkim syropem klonowym, z dodatkiem orzechów włoskich i figach, których kupna odmawiałam sobie aż do momentu przeceny w Tesco, choć karygodnie i bezlitośnie wprowadzają w klimaty jesienne, to jednak jest to jesień Bliskiego Wschodu (..?), gdzie życie o tej porze roku wygląda zupełnie inaczej.
Przepis:
- 4 łyżki płatków owsianych
- 1 łyżka mąki owsianej
- 1 łyżka mąki sezamowej
- łyżka mielonego lnu
- 80g jogurtu
- mleko (do konsystencji)
- 1,5 małych marchewek lub 1 duża
- 1 łyżeczka cynamonu
- szczypta proszku do pieczenia
- olej kokosowy do smażenia
Płatki wymieszać z mąką, zalać mlekiem do wysokości mieszanki i odstawić do napęcznienia. Dodać len, mąkę sezamową i proszek do pieczenia i dokładnie wymieszać. Ponownie odstawić na chwilę. Marchewkę zetrzeć na drobnych oczkach, dodać masę i wszystko pomieszać. Dodać jogurt, a jeśli ciasto okaże się zbyt gęste dolać chlust mleka (ma być gęste na tyle, aby w miarę "trzymało się łyżki"). Smażyć na patelni natłuszczonej olejem kokosowym, delikatnie obracać, gdy brzegi nieco się zetną.
![](http://1.bp.blogspot.com/-qNOIkOAUUYg/Ved7uaQSgKI/AAAAAAAAGNI/67D9VzI0RuY/s640/4.png)
![](http://2.bp.blogspot.com/-m2dFM3nxQiQ/Ved7gbX1KkI/AAAAAAAAGMw/998wHPNae8o/s640/1.png)
Jeśli mój czwartkowy plan lekcji pozostanie taki jak ten dzisiejszy, to zwiastuję, że nie będę często gościć w szkole tego dnia. Oj, tak bardzo nieświadoma była osoba, która ułożyła go mieszając od godziny 7 lekcje wf-u, religii i historię (czyt. godzinę wychowawczą), na koniec zwieńczając zajęcia jedną, niepozorną godziną matematyki, niczym wisienką na torcie, dla której w ogóle wstawało się z łóżka. Jednak nie narzekam, środowe popołudnia są niczym niebo - braku presji wstania na następny dzień o nieludzkiej godzinie sprawia, że choć jest się dokładnie w środku tygodnia, to aż chce się żyć! Jednak ja cały czas w myślach mam jutrzejsze i sobotnie popołudnie (to już? tak szybko?). Ostatnie (a zarazem) przygotowania domu, a w międzyczasie matematyka, nad którą ze szczęścia trudno jest się skupić - oto, co czeka mnie w najbliższym czasie. To niesamowite uczucie, że ludzie są w stanie przejechać setki kilometrów do właśnie TWOJEGO miasta :)
Pierwszy dzień pokazał, że rzeczywistość jest nieco inna niż moja wymarzona i zaplanowana wizja. Kilka godzin w szkolnym murach, a ja już nie potrafię poradzić sobie ze stresem, co fatalnie odbija się na mnie po powrocie do domu. Przychodzą chwile załamania - jednak teraz są TE bliskie osoby, które zawsze czekają na wiadomość, gotowe na szczerą rozmowę. Nawet mama w takim momencie potrafi wykazać dozę empatii..!