Marchewkowe sezamowe placki owsiane z figami, cynamonem, orzechami włoskimi, tahini i syropem klonowymPo tym śniadaniu mogę powiedzieć jedno: nie ma to jak ciepłe, jeszcze parujące placki o poranku :) Nieco nietypowe, bo marchewkowe, z wyczuwalnymi kawałkami płatków owsianych w środku i lekką, chrupiącą skórką na zewnątrz. Polane gęstym ciemnym tahini i słodkim syropem klonowym, z dodatkiem orzechów włoskich i figach, których kupna odmawiałam sobie aż do momentu przeceny w Tesco, choć karygodnie i bezlitośnie wprowadzają w klimaty jesienne, to jednak jest to jesień Bliskiego Wschodu (..?), gdzie życie o tej porze roku wygląda zupełnie inaczej.
Przepis:
- 4 łyżki płatków owsianych
- 1 łyżka mąki owsianej
- 1 łyżka mąki sezamowej
- łyżka mielonego lnu
- 80g jogurtu
- mleko (do konsystencji)
- 1,5 małych marchewek lub 1 duża
- 1 łyżeczka cynamonu
- szczypta proszku do pieczenia
- olej kokosowy do smażenia
Płatki wymieszać z mąką, zalać mlekiem do wysokości mieszanki i odstawić do napęcznienia. Dodać len, mąkę sezamową i proszek do pieczenia i dokładnie wymieszać. Ponownie odstawić na chwilę. Marchewkę zetrzeć na drobnych oczkach, dodać masę i wszystko pomieszać. Dodać jogurt, a jeśli ciasto okaże się zbyt gęste dolać chlust mleka (ma być gęste na tyle, aby w miarę "trzymało się łyżki"). Smażyć na patelni natłuszczonej olejem kokosowym, delikatnie obracać, gdy brzegi nieco się zetną.
Jeśli mój czwartkowy plan lekcji pozostanie taki jak ten dzisiejszy, to zwiastuję, że nie będę często gościć w szkole tego dnia. Oj, tak bardzo nieświadoma była osoba, która ułożyła go mieszając od godziny 7 lekcje wf-u, religii i historię (czyt. godzinę wychowawczą), na koniec zwieńczając zajęcia jedną, niepozorną godziną matematyki, niczym wisienką na torcie, dla której w ogóle wstawało się z łóżka. Jednak nie narzekam, środowe popołudnia są niczym niebo - braku presji wstania na następny dzień o nieludzkiej godzinie sprawia, że choć jest się dokładnie w środku tygodnia, to aż chce się żyć! Jednak ja cały czas w myślach mam jutrzejsze i sobotnie popołudnie (to już? tak szybko?). Ostatnie (a zarazem) przygotowania domu, a w międzyczasie matematyka, nad którą ze szczęścia trudno jest się skupić - oto, co czeka mnie w najbliższym czasie. To niesamowite uczucie, że ludzie są w stanie przejechać setki kilometrów do właśnie TWOJEGO miasta :)
Pierwszy dzień pokazał, że rzeczywistość jest nieco inna niż moja wymarzona i zaplanowana wizja. Kilka godzin w szkolnym murach, a ja już nie potrafię poradzić sobie ze stresem, co fatalnie odbija się na mnie po powrocie do domu. Przychodzą chwile załamania - jednak teraz są TE bliskie osoby, które zawsze czekają na wiadomość, gotowe na szczerą rozmowę. Nawet mama w takim momencie potrafi wykazać dozę empatii..!