To trzeba być taką głupią cipą jak ja, aby nie wyrobić się na tramwaj i nie pojechać na wycieczkę. Tramwaj mi, dworzec daleko, a tata w pracy i nie ma mnie kto podwieźć. Poleciałam na piechtę, ale mam dzwoni do mnie, że klasa już w pociągu jedzie do Łodzi - suuuper! Nie znoszę mojego pecha, nie znoszę mojej osoby. Czemu ja nic nie potrafię zrobić? Życiowa niezdara.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jakiś czas temu, gdy moja ciocia wróciła z wakacji, zostałam obdarowana przez nią baklavą. Nigdy tego deseru nie jadłam, ale słyszałam, że ją się kocha, albo nienawidzi. Słodkie, cienkie ciasto filo, bakalie i kuuupa miodu. Czy skradnie moje serce?
Skład: Ładny, prosty, zachęca do jedzenia! :)
Wygląd: Opakowanie jest malutkie, kwadratowe i bardzo poręczne. W środku znajdują się tylko (aż) 4 kawałeczki baklavy. Wygląda na ręcznie robioną, bo każda jest innego kształtu - słodko!
Grafika opakowania jest bardzo fajna, ale wielka szkoda, że zdjęcie nijak ma się do rzeczywistości...
Smak: Zacznę od zapachu, który jest paskudny. Zdechłe ciasto a'la 7 Days pomieszany z olejem od frytek. Tak mnie ten zapach zniechęcił, że mnie zemdliło. Jak coś brzydko pachnie, to przeważnie jest złe więc już miałam złe myśli...
Baklava jest mega tłusta, jak by ją ktoś kąpał w oleju, a ona wchłonęła go niczym gąbka. Jej słodycz jest dobijająca, a końcowy posmak starej frytkownicy jest nie do zniesienia. Pistacjowego smaku i samych orzeszków w ogóle tam nie czuć. Jest tylko olej, cukier i jeszcze raz olej. Dawno nie jadłam tak paskudnej rzeczy, a czekolada od Wedla to przy tym delicje.
Podsumowując:
0/10
Cena - prezent
Czy kupię ponownie? - Darmo nie wezmę!