W ten weekend odbył się Food Film Fest, którego jesteśmy wiernymi uczestnikami. W tym roku mam mieszane uczucia – zawsze tak pełny życia trochę przycichł, nie było dodatkowych atrakcji dla zwykłego zjadacza chleba, czyli targu przed kinem Kultura, ale jak zwykle było mnóstwo ciekawych filmów. Tylko.. widzów jakby mniej. Być może dlatego, że przegląd odbywał się równolegle w dwóch nowych miastach?*
Opowiem Wam jednak jakie filmy widzieliśmy, a ci co nie byli niech żałują!
Pierwszego dnia wybraliśmy opcję podróżniczą – smaki Tybetu vs smaki alpejskich serów. Bardzo ciekawe filmy, pokazujące tradycje kulinarne świata. Z jednej strony dojenie jaków (tym samymi rękami, którymi wcześniej zbierano odchody na opał…) z drugiej strony śliczne i czyste krówki typu Milka; z jednej strony brud, smród i ubóstwo, z drugiej strony świadome podejście do starych metod produkcji sera… Oczywiście nie cały pierwszy film był o dojeniu jaków – widzieliśmy różne rodzaje kuchni tybetańskiej, tą prostą i tą wyrafinowaną, gotowanie słynnej tybetańskiej herbaty (z masłem z mleka jaków, ręcznie dojonych) dla setek mnichów, najstarszą restaurację w Lhasie i inne atrakcje Tybetu. Film o alpejskich serach zwracał uwagę na interesujący aspekt tradycyjnych wyrobów – te same sery wytwarzane są w Alpach niezależnie od tego, po której stronie granicy się znajdujemy. Tak jak góralskie sery w „naszych” górach – tradycja jest wspólna i żadna nacja nie może sobie rościć prawa do np. jedynego prawidłowego oscypka.
Co ciekawe i na co zwrócił uwagę gość przeglądu p. Makłowicz – w filmie o Tybecie nie było ani jednej, nawet najmniejszej informacji o ich trudnej sytuacji politycznej. To jednak nie koniec ciekawostek nie-kulinarnych.
Drugiego dnia oglądaliśmy film „Farmer jego książę” o księciu Karolu i jego farmie ekologicznej. Bardzo ciekawy materiał pokazujący wszystkie pory roku, prace na farmie, uprawy eksperymentalne. Warto zauważyć, że nie jest to działalność charytatywna, do której brytyjscy podatnicy muszą dokładać – farma jest rentowna. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy dowiedzieliśmy się od obecnego na przeglądzie reżysera, że twórcy filmu mieli przyznane 4 dni zdjęciowe oraz 30 minut z księciem Karolem! Biuro prasowe jej królewskiej mości na początku zupełnie zabroniło im kręcić z księciem, ale udało im się dotrzeć do niego i przekonać do spotkania. Czyli mamy pełną demokrację, Unię Europejską, ale mówienie o takich niewygodnych rzeczach jak uprawy organiczne, i jeszcze żeby mówił to enfant terrible korony brytyjskiej – no to już za dużo tej wolności. Co więcej – żadna telewizja nie kupiła tego materiału! A film jest naprawdę dobrze zrobiony, bez przesadnej propagandy, po prostu pokazuje, że można.
Ostatniego dnia obejrzeliśmy film „El-bulli – kulinarny interface”, który pokazuje, że czasem jak wszystko można to nic nie wychodzi. Film nie do końca wiadomo o czym, ponieważ fundacja El-bulli jest jeszcze w powijakach, jak na razie efektem współpracy projektantów i zespołu legendarnego Ferrana Adrii jest jedna zastawa, fakt że bardzo ładna i ciekawa.
Teraz pozostaje tylko czekać na następny przegląd i trzymać kciuki, żeby znowu było tak ciekawie i smakowicie.
*aczkolwiek teoria prowadzącego, że w sobotę zatrzymały widzów protesty w centrum nie była tak zupełnie pozbawiona sensu – żeby dotrzeć na Mokotów musieliśmy zawracać na pasie zieleni ponieważ autokary pełne nauczycieli zablokowały Wisłostradę i Trasę Łazienkowską doszczętnie, przy okazji utrudniając ruch w całym Centrum…