Wiecie jak wygląda dzień pracownika w firmie szkoleniowej?
Zaczyna się od pobudki.
-Mężu, jedziesz dziś ze mną?
- Tak.
5 minut później.
- Jednak nie jadę, posprzątam mieszkanie, poczytam książkę i dopiero później pojadę na uczelnię.
- To po co ja czekałam na Ciebie?! Mogłam wstać sama. Foch.
Po fochu następuje zwleknięcie się męża z łóżka i zrobienie mi śniadania, oraz zapakowania wszystkiego do pracy.
Herbata plus bułeczka z czekoladą i można wyruszyć z domu.
Miły poranek trzeba zakończyć sprintem na tramwaj co by się nie spóźnić do pracy. No cóż 9:04, a i tak jestem pierwsza. Nie jest źle.
Potem ziołowa herbatka co by ukoić nerwy i włączenie piekielnego sprzętu - laptopa - nieodłącznego przyjaciela. Po wpisaniu hasła pojawia się śliczna jesienna tapeta. Jak to jesienna tapeta?!- pytam sama siebie. W natłoku pracy chyba zapomniałam o czymś takim jak zmiana tapety na coś bardziej wiosennego.
Maile? Tylko jeden. Telefony? Na razie tylko od szefowej. A koleżanka z biurka obok tłumaczy, że czekolada z nadzieniem mlecznym z płatkami kukurydzianymi to nie słodycze, ale śniadanie: mleko z płatkami. Ja osobiście za tą czekoladą nie przepadam. Bo chrupki są ostre i ranią mi podniebienie.
Czy tylko ja mam dziś problemy z ciśnieniem?