"Macie już w swoich domach stroiki świąteczne?" - jakiś czas temu padło pytanie na jednej z facebookowych grup poświęconych wnętrzom. I o ile idea dekorowania domu świątecznie już w listopadzie budzi mój wewnętrzny sprzeciw (co innego myślenie o Świętach, przygotowywanie się: zwykle szukam już wtedy prezentów albo kupuję zawczasu świąteczne kartki, żeby potem zyskać na czasie i nie brać udziału w nerwówce i gonitwie), o tyle już w październiku zaczynają pojawiać się u nas w mieszkaniu "stroiki" - wpierw jesienne, potem coraz bardziej zimowe.
Zwłaszcza przełom listopada i grudnia to ten moment, kiedy zimowo-świąteczne dekoracje coraz śmielej zagrzewają kąty w naszym mieszkaniu. Wpierw brązowe, lekko złotawe - jak bukiet jesiennych liści, potem coraz bardziej skrzące, jakby pobielone śniegiem, pokryte połyskliwą glazurą mrozu. Obecny "stroik" (a może po prostu "dekoracja"?) jest właśnie taki z pogranicza, na przecięciu dwóch pór roku: jesieni i zimy.
Zasuszoną hortensję przyniosłam z jednego z jesiennych spacerów; leżała obok krzaku zielonkawych, miejscami kremowych koleżanek. Spodobała mi się, choć była (i jest) bardzo delikatna: lekkie jak skrzydełka motyla płatki lubią wzbijać się w powietrze przy najdrobniejszym ruchu. Szyszkę też znaleźliśmy podczas wizyty w parku. Reszta to prezenty albo zakupy własne, i dokonywane na przestrzeni lat, i całkiem niedawno.
Powyższe to w zasadzie nieprzekombinowana (bo nie myślałam nad nią za długo) "zbieranina" tego, co akurat miałam pod ręką: solniczka i pieprzniczka (drewniane grzybki) zawsze znajdują się na stole, szyszkę dodałam niedawno (skojarzenie kolorystyczne), a hiacyntowa kulka zmieniła jedynie miejsce położenia: z mojej półeczki kilkanaście centymetrów dalej pod kopułę. Ceramiczny ptaszek przedtem siedział na parapecie, a ocynkowany domek niedaleko niego. Srebrzyste ozdoby kupiłam z myślą o nadchodzących Świętach, więc długo nie grzały miejsca w szufladzie z "przydasiami".
solniczka i pieprzniczka (drewniane grzybki): House of Rym
ocynkowany domek: Walther & Co., mój prezent świąteczny sprzed kilku lat
ceramiczny błękitny ptaszek: kupiony w sklepie z pamiątkami w Ustroniu, praca krakowskiego artysty
skrząca gałązka i bombki: Nanu-Nana
cynowa taca: zakup z Allego sprzed kilku lat, zapłaciłam 20-kilka złotych
zasuszone hiacynty i szyszka: znalezione w parku
Podczas ostatniej wizyty w TK Maxx znalazłam zestaw trzech honeycombs w kolorze zahaczającym o złoto (bo czyste złoto to to nie jest - w żadnym wypadku się nie błyszczy, nie połyskuje ani nic z tych rzeczy), które postanowiłam zawiesić na haczyku nad stołem (do tej pory wisiał tam nagusieńki, co mój mąż łaskawie zbywał milczeniem). Po raz kolejny pomogło skojarzenie kolorystyczne.
Ot, i tak. A z każdym kolejnym dniem i kartką zerwaną z wyrysowanej kredą choinki (naszego kalendarza adwentowego) coraz bliżej będzie do Świąt, również domowym dekoracjom. Domek dla lalek powoli uzbraja się w bombki i skrzące łańcuchy. Nim to jednak, chcę wyprawić myszki na wycieczkę do lasu. Czy mi się uda? Trzymajcie kciuki!