Wraz z nastaniem listopada rozpoczynam blogowe przygotowania do Świąt. Nie, wbrew pozorom to nie jest za wcześnie. W połowie miesiąca ruszam z ugniataniem piernika staropolskiego, który swoje przeleżeć musi - smaki muszą się ze sobą przegryźć, zapachy zaprzyjaźnić, by po tych 5-6 tygodniach zgrany zespół przypraw i produktów spożywczych oddał pełnię aromatu. Skoro więc o potrawach iście świątecznych myśli się już w połowie listopada, dlaczego nie uznać tego czasu za właściwy na przygotowania w ogóle?
Kiedy byłam nastolatką, zdarzyło mi się raz kupić prezenty dla bliskich już w październiku (sic!). Pamiętam, że po powrocie ze szkoły wrzuciłam je (jeszcze otulone brązową, papierową torbą, w którą zostały zapakowane w sklepie) do szuflady w szafie. Tak przeleżały dwa miesiące. A kiedy rozpoczynała się przedświąteczna gorączka - tłumy w sklepach, gwar na ulicy, chłód szczypiący w nos i ciepło dłoni, których nie trzeba było wyciągać z kieszeni kurtki - ja spokojnie ignorowałam ogólną nerwowość. W wigilię wyciągnęłam zakupy z szuflady, zapakowałam i ułożyłam pod choinką. Z uśmiechem, zrelaksowana. I z tą rosnącą we mnie, puchnącą kulką gorąca, której głosik pobrzmiewał w mojej głowie: "Brawo! Co za organizacja!"
Im wcześniej zaczniemy przygotowania (rozumiane nawet jako zbieranie inspiracji, rozglądanie się, szukanie; bez pośpiechu, na spokojnie, z kojącą świadomością, że jeszcze wszystko przed nami, że czasu mnóstwo), tym pełniej będziemy przeżywać Boże Narodzenie. W okolicach Wigilii i tak mamy wiele do zrobienia, po co dodawać sobie pracy i nerwów, zostawiając wszystko na ostatnią chwilę? Nie musimy już teraz przystrajać domu, ale możemy zrobić wstępne zakupy (np. ktoś z bliskich być może już od dawna marzy o konkretnym prezencie - kupmy go teraz, zaoszczędzimy czas). Już teraz zabierzmy się za szukanie idealnego papieru do pakowania, choinki, ozdób... Przygotujmy listę potraw, obowiązków, z wpisaniem poszczególnych czynności w kalendarz. Planowanie bez emocji, presji czasu, sprawi, że będziemy czerpali więcej przyjemności ze świątecznej atmosfery - a z nami nasi najbliżsi. To mają być rodzinne święta, spędzone w atmosferze bliskości, czułości, z wymienianymi uśmiechami i ciepłymi przytulasami. Nie pozwólmy sobie na stres - Duch Świąt za nim nie przepada...
Dzisiejszy wpis - pierwszy z moich propozycji-inspiracji świątecznych - jest utrzymany trochę w duchu Zaduszek (wszak proponuję stroik ze świeczką w roli głównej), a trochę wpisuje się w przedświąteczne triki dla zagonionych (czyt. post powinien właściwie ukazać się w przeddzień Wigilii albo nawet 24 grudnia - dla zapominalskich, dla robiących wszystko na ostatni moment). Wykonanie tego świątecznego stroiku jest bowiem banalnie proste (pleonazm zaplanowany).
Potrzebne będą:
- świeczki (najlepiej stojące samodzielnie)
- kuchenne foremki (metalowe lub ceramiczne)
- gałązki choinkowe (albo same, albo związane w wieniec)

Od razu przyznaję, że patent nie jest do końca mój, moją główną inspiracją była Iza (coloresdemialma). W zeszłym roku częstowała nas kapitalnymi pomysłami na ozdobienie świątecznego stołu i po przeczytaniu (i przejrzeniu zdjęć!) jednego z takich postów (tego
TUTAJ) krzyknęłam do siebie: "Hejże! Świecznik z foremki? Genialne!" U mnie występuje wersja bez złota, najprostsza, hołdująca totalnemu minimalizmowi (jak w przypadku wieńca, który robiłam rok temu). Podobne pomysły (z zastosowaniem kuchennym foremek jako świeczników) znajdziecie
TUTAJ lub
TUTAJ. Zawsze można też użyć ceramicznych - nie będzie tak surowo, ale może przemyci się więcej kolorów? Inspirujcie się i twórzcie własne kombinacje - to ma być Wasz stoik, Wasza stylistyka.