Gdy byłam dzieckiem, miałam sporo lalek, ale żadnego domku dla nich. To był ten czas, gdy furorę robił różowy piętrowiec zdolny zmienić się w parterowiec - modułowy dom dla Barbie - miały go obie moje kuzynki (czego z siostrą długo im zazdrościłyśmy). Byłam jednak dzieckiem, w gruncie rzeczy, samowystarczalnym. Nie ma domku? Zrobię sobie domek. Proste! Nie pamiętam, co pierwotnie znajdowało się w tym pudełku. Wyśmienicie zakodowałam sobie jednak we wspomnieniach to, co z niego powstało: małe mieszkanko dla (o dziwo nie jednej z moich długonogich Barbar i koleżanek) szmacianki Róży: lali uszytej dla mnie przez mamę i babcię, która to lala była taką miłą cioteczką dla Barbie&Co. W jednej ze ścian wycięłam drzwi, obok okienko (tak, tak, szyb co prawda nie było, ale otwory zdolne wpuszczać światło już tak), wyrysowałam co potrzebniejsze sprzęty, dokleiłam elementy z papieru, by uzyskać efekt 3D. Na pewno nie miałam jeszcze 10 lat. Albo 11.
Dzisiejsze DIY to wspomnienie tamtych czasów. Reminiscencja na podłodze w pokoju dzieci. Mariaż starego i nowego. Kontynuacja. Ciągłość historii. Czy moja córka będzie kiedyś robić taki swoim pociechom?
Nie planowałam tego DIY; pomysł zrodził się sam wczorajszego ranka, kiedy spojrzałam na puste pudełko po moich starych zabawkach i na same zabawki - konkretnie maleńkie mebelki, które dzień wcześniej porządnie wykąpałam. Wiecie, to było jak błysk. Zwarcie neuronów, które popieściło w idealnym sprzężeniu czasu i przestrzeni. Zapytałam Marion, czy robimy domek. "Tak!" - rzuciła córa ochoczo, choć nie wiem, czy do końca wiedziała, co mam na myśli. W każdym razie nawet jeśli chciała zmienić zdanie, matki już w pokoju nie było, żeby mogła to usłyszeć - pobiegła po nożyczki i kolorowy papier.
Potrzebne materiały:
- pudełko po butach (lub po czymś innym - wysokie na tyle, by pomieściło mebelki i lale)
- nożyczki
- kolorowy papier, ja miałam samoprzylepny (może być również taki do pakowania - najlepiej grubszy)
- tektura (jeśli planujemy ściany)
- ewentualnie dodatki: kawałki tkanin na firanki, dywaniki itp.
- flamaster do narysowania detali: okien, drzwi, obrazków na ścianach itp.
Wykonanie:
W najprostszej wersji (jedno pomieszczenie) wystarczy wykleić pudełko od wewnątrz kolorowym papierem. Można użyć innego do ścian, innego do podłogi.
W wersji rozszerzonej (z kilkoma pomieszczeniami) należy przyciąć teksturę do odpowiednich rozmiarów: wysokości i szerokości odpowiadającej ścianom przyszłego domku. (To dobry moment na wycięcie drzwi w naszej ścianie!) Dodatkową ścianę można przymocować do pudełka za pomocą naszej "tapety", czyli kolorowego papieru - wystarczy zagiąć go w miejscu łączenia (kącie pomieszczenia), by łączył jedną ścianę z drugą. To samo wykonać ze wszystkich stron, dla większej stabilności można też z poziomu podłogi.
Można zabrać się za dekorowanie! U nas dywanikami zostały owalne wycinki z naklejki tablicowej (dzięki czemu możemy zmieniać wystrój ;)), ale doskonale sprawdzą się również skrawki materiałów - nawet nieprzytwierdzone do podłoża. Ponieważ to była szybka przeróbka, nie zrobiłam ani okien, ani nie ozdobiłam ścian. Wy możecie zaszaleć!
PS. Do oklejenia ścian i podłóg korzystałam z tekstylnej folii klejącej (określenie producenta ;)), którą znalazłam swego czasu w Lidlu - jedna rolka kosztowała ok. 8 złotych (dokładna nazwa produktu to CRELANDO Decorative Adhesive Textile Film). Choć na początku byłam podniecona swoim znaleziskiem, gdy tylko zaczęłam z nim pracować, emocje opadły. Folia jest cienka, w niektórych miejscach musiałam nałożyć minimum dwie warstwy, żeby nie prześwitywała tekstura. Dodatkowo materiał jest stosunkowo elastyczny i giętki - być może jest to cecha pomocna w pewnych projektach, ale w tym zdecydowanie przeszkadzała - nałożenie odmierzonego i wyciętego kawałka PROSTO było niemal niemożliwe. Summa summarum, następnym razem chętniej sięgnęłabym po prostu po papier do pakowania i klej, niemniej... jak na ok. pół godziny pracy (i kilka przekleństw rzuconych pod nosem ;)) efekt nienajgorszy, zgodzicie się?