Zastanawialiście się kiedyś, jak wielką machiną jest gastronomia? Ile osób pracuje na posiłki, które jemy? Myśleliście o tym, że produkt finalny, talerz, który przed nami stoi, to łańcuch kilkudziesięciu osób? Znam gastronomię od podszewki i pomyślałam, że trochę wam ją przybliżę. Pokażę wam to, czego nie widać. Dostawców, ludzi zmywających, serwis sprzątający, przygotowanie stanowisk.
Zapytacie się dlaczego? Może po to, żeby czasem docenić to, co dostajemy, żeby pokazać wam całkiem fajny świat, który mimo tego, że jest cholernie ciężką pracą, to daje mnóstwo satysfakcji. Poznacie ludzi, miejsca, szefów kuchni, kucharzy, managerów, kelnerów, właścicieli, dostawców, ich filozofię pracy, jasne i ciemne strony tego biznesu. Pokażę Wam puby, mniejsze i większe restauracje, kuchnie hotelowe, food trucki, bistra, cukiernie. Zabiorę Was do mojego świata, do miejsc, które znam, które mogę śmiało polecić, gdzie pracują fajni ludzie z wielką pasją do tego, co robią. Może dzięki temu obalimy kilka mitów i doprawimy całkiem ludzką twarz do gastronomii. To nie będą recenzje pisane na zamówienie i pod czyjeś dyktando, to będą moje doświadczenia i moje opinie. Nie znajdziecie tu lokowania produktu, wyłącznie ludzi, ich pasje, prace i trochę smacznej historii.
Zaczniemy od słodyczy i kobiet. Bardzo lubię kobiety prowadzące pyszne miejsca, kobiety które karmią ludzi i robią to świetnie. Trzymam za nie kciuki mocno, bo to ciężki kawał chleba. Jak sprowadziłam się do Krakowa, to zaczęłam poznawać krakowski rynek gastronomiczny, w którym do dzisiaj się gubię i który jest specyficzny, ale o tym kiedy indziej. Z roku na rok uczyłam się i dalej się przekonuję, że nie zawsze to, co jest popularne i lansowane, jest fajne. Czasem wystarczy zejść w bok, żeby trafić do fajnego świata. Tak trafiłam na Ewę.
Ewę poznałam na jednym z festiwali jedzeniowych. Miła blondynka o absolutnie uroczym uśmiechu miała swoje stanowisko, które pachniało masłem, czekoladą i dobrocią. Ludzie! Jak to pachniało! Spróbowałam najlepszego brownie pod słońcem oraz zguby mej – bezy. Znacie to uczucie, kiedy jecie coś i zaczynacie żałować, że się kończy? U Ewy tak jest, nie jestem wielbicielką ciastek, ale jej tarta wiśniowa… Żarłabym bez opamiętania. Okazało się, że Ewa prowadzi małą cukierenkę „Słodka Manufaktura” – kilka miejsc siedzących, kawa i ciacha. Ciacha, które robi w nocy, które mają masło, jajka, śmietanę i cukier. Są domowe, pyszne, nieoszukane. Możecie zamówić wersje wegańskie, ale liczcie się z tym, że terminy są, bo Ewa nie uznaje półśrodków i półskładników.
Po dwóch latach kupowania w Słodkiej Manufakturze, myśląc nad zmianą bloga w portal kulinarno-gastronomiczny, wiedziałam, że właśnie o takich osobach jak Ewa chciałbym pisać. Osobach, które nagle postanowiły zmienić swoje życie i zacząć wszystko od początku. Zapytałam Ewę, dlaczego akurat ciasta? Przecież rzucając pracę w korpo, mogła się zająć wszystkim. To, co usłyszałam, powinno być motywacją wszystkich, którzy zajmują się karmieniem innych – „bo to umiem i lubię robić”. Umówiłyśmy się na rozmowę kilka tygodni temu, pogoda byłą obskurna a w Słodkiej Manufakturze było jak w kuchni u przyjaciółki. Pachniało kawą, ciastem, było ciepło i przytulnie. Patrzyłam na drobną blondynkę, słuchałam jak opowiadała o tym, że remontowała lokal własnymi siłami, jak starała się o dofinansowania, jak zderzyła się z biurokracją i problemami i o tym, ile razy chciała się poddać. Zastanawiałam się, skąd miała tyle siły, żeby mając małe dziecko, rzucić się w niewdzięczny świat gastronomii?
We wrześniu 2010 roku Słodka Manufaktura otworzyła swoje podwoje i ponieważ, jak to zawsze bywa, coś poszło nie tak, to nie miała szyldu reklamowego. Wiecie jak zachęcano klientów? Zapachem – było ciepło, więc Ewa otwierała drzwi i piekła drożdżówki. Pewnie wszyscy znają zapach pieczonego, drożdżowego ciasta i wiedzą, że to działa. Słodkiej Manufaktury nie znajdziecie w popularnych przewodnikach, lansowanych przez lokalne tuzy „gdzie jeść, a gdzie nie”, jeśli pojawiają się informacje, to zdawkowe i krótkie. Mimo tego Słodka Manufaktura działa prężnie. Podczas naszej rozmowy urywały się telefony, spływały zamówienia i ciągle był ruch. To dowód na to, że dobre jedzenie broni się samo. Ewa, zapytana o to, czy gdyby wiedziała, ile pracy ją czeka, to zaczynałaby jeszcze raz tę samą drogę, bez wahania odpowiedziała, że tak.
Idźcie i koniecznie spróbujcie. Shortbred, tarty, brownie, ciasteczka, wypijcie kawę, pogadajcie z dziewczynami i gwarantuję wam, że wrócicie.
Gdzie? Kraków, Czarnowiejska 73 (skręcacie w Urzędniczą i za zakładem fryzjerskim jest Słodka Manufaktura).
A tutaj strona na FB.
Post Słodka Manufaktura pojawił się poraz pierwszy w LADY KITCHEN.