Kochani,
Jestem szczerze zdziwiona, że nasza historia wywołała w Was takie emocje. Nie spodziewałam się aż tylu pozytywnych komentarzy, wiadomości prywatnych i telefonów. Nie byłam świadoma, że będziecie pisać o łzach, które pojawiały się podczas czytania ostatniego posta. Rozumiem, że cała historia przeczytana w 15 minut może spowodować natłok emocji. Przynajmniej teraz zdaje sobie z tego sprawę. Musicie jednak wiedzieć, że na przeżycie każdego etapu precesu IVF mieliśmy sporo czasu. Każdy etap był przez nas przeżywany, czasem też opłakiwany; wiadomo tego typu zmagania nie należą do łatwych.
Rozpisałam się, kiedy mój synek śpi słodko uwieszony na mnie w tuli. Miałam Wam tylko podziękować, a wyszedł całkiem spory akapit. W każdym razie dziękuję za wszystko; za wsparcie, ciepłe słowa i otuchę. Jesteście wspaniali.
Poniżej dalsza część naszej historii pisana na raty, każda matka zrozumie dlaczego :)
Po informacji, że jestem w ciąży nasza walka się jeszcze nie skończyła; zaczął się jej nowy etap – o jej utrzymanie i pozytywny przebieg.
Pozytywny test ciążowy :)
Tak jak już pisałam, czekanie i odczytywanie wyników bety (Beta-HCG) było dla mnie bardzo stresujące. Gdy w dniu oddania krwi około południa na koncie online Invicty pojawiała się zielona kropeczka wiedziałam, że wynik już jest. Moment ładowania pdf’a trwał wieczność. A potem następowała ulga. Po 6 pozytywnych weryfikacjach następne badania krwi mogły obejść się bez robienia bety. Wówczas ważny był poziom progesteronu i estradiolu.
Przez pierwsze kilka miesięcy ciąży przyjmowałam bardzo dużo leków i zastrzyki clexane 0,6, które rozrzedzały moją krew, co miało duży wpływ na ukrwienie macicy i utrzymanie ciąży poprzez dostarczanie jej potrzebnych składników. Na początku co tydzień, potem co dwa tygodnie miałam wizytę u mojej wspaniałej Pani Doktor Joanny Szczyptańskiej.
Na pierwszym USG widoczny był pęcherzyk i ciałko żółte. Czekaliśmy czy ciałko żółte przeobrazi się w zarodek, a potem czy w zarodku zacznie bić serduszko. Moja Pani Doktor powiedziała, że jak na usg widoczne będzie serduszko statystycznie mam 95% szans na donoszenie ciąży, po trzecim miesiącu szanse wzrastają do 98% (mam nadzieję, że dobrze pamiętam wartości i nic nie przekręciłam).
02.04.2015 miałam kolejne USG. Rano otrzymałam pozytywny wynik krwi; beta pięknie przyrastała (14401 mlU/ml), powinno być też widoczne serduszko. Po wynikach krwi odbyliśmy z Krzysiem przebywającym w Irlandii taką słodką konwersację.
I było :D
Poniżej zamieszczam dane z przyrostu Beta-HCG w stosunku do ilości dni po transferze. Może komuś się przyda taka skala porównawcza – dotyczy oczywiście ciąż po IVF.
II weryfikacja 17.03.2015 – 10,9 mlU/ml (6 dni po transferze, 11 od zapłodnienia)
III weryfikacja 21.03.2015 – 130,3 mlU/ml (10 dni po transferze, 15 od zapłodnienia)
IV weryfikacja 27.03.2015 – 2879 mlU/ml (16 dni po transferze, 21 od zapłodnienia)
V weryfikacja 02.04.2015 – 14401 mlU/ml (22 dni po transferze, 27 od zapłodnienia)
VI weryfikacja 13.04.2015 – 58583 mlU/ml (33 dni po transferze, 38 od zapłodnienia)
Moja ciąża przebiegała bez większych zakłóceń, bardzo o siebie dbałam i uważałam na wszystko co robię i co jem. Nie nosiłam nic ciężkiego. Czytałam książki, nadrabiałam filmy i jeździłam na sopocki ryneczek po świeże warzywa. Po moich doświadczeniach i utracie poprzedniej ciąży zdecydowałam się iść na L4; nastąpiło to dokładnie 8.04.2015 roku.
Podczas badań prenatalnych 25.05.2015 roku, podczas USG dowiedziałam się, że na 90% urodzę synka. Nie zaskoczyło mnie to, ponieważ intuicja mi to podpowiadała :) Byłam szczęśliwa. Postanowiliśmy przed poznaniem płci naszego maleństwa, że jeśli urodzi się dziewczynka ja wybieram imię, jeśli chłopiec wybór należy do Krzysia. Tu akurat nie było się nad czym zastanawiać, decyzja była podjęta – wybrał imię Baltazar. Tak nazywał się jego tata, wspaniały człowiek, bardzo zaradny, mądry i do tego przystojny. Zginął w wypadku samochodowym, kiedy Krzyś miał zaledwie 11 lat. Zgadzam się z nim, że był to najlepszy wybór jakiego mógł dokonać; nie wyobrażam sobie aby nasz synek nazywał się inaczej. Jednak na początku miałam pewne obiekcje; Baltazar Gąbka i te sprawy, chyba rozumiecie :PZdjęcie zrobione na przełomie czerwca/lipca 2015.
Podczas ciąży nie wszystko było różowe. Śmiesznie się złożyło, ponieważ 3 największe dolegliwości trwały około miesiąc. Wszystkie po kolei, jedna po drugiej. Zaczęło się od migren ciążowych spowodowanych większym ukrwieniem całego ciała. Ciśnienie krwi wręcz eksplodowało za każdym razem kiedy wstawałam i uderzało w moją lewą skroń. Czasami tak bolało, że myślałam że nie wytrzymam tego bólu. Po około 3 tygodniach dolegliwości, które w dużej mierze przespałam dowiedziałam się od Pani Doktor, że zażycie jednej tabletki przeciwbólowej w ciąży jest lepsze dla maleństwa, niż zerowa aktywność i przesypianie bólu w ciągu dnia. Zażyłam jeden APAP i migreny przeszły jak ręką odjął. Nie cieszyłam się tym za długo, bo po kilku dniach odkryłam że mam zapalenie spojówek. Na początku bagatelizowałam szczypiące i łzawiące oczy. Kiedy jednak wybrałam się do okulisty dostałam kropelki, które niestety nie pomogły. Na kolejnej wizycie inny ich rodzaj pomógł mi już pierwszego dnia. Kolejną dolegliwością było zapalenie skóry głowy, w niektórych miejscach bardzo mnie swędziała. Dermatolog nie mógł mi przepisać jakichkolwiek leków przeciwzapalnych, ponieważ nie są one dozwolone w ciąży. Zalecił naoliwianie głowy w newralgicznych miejscach i skasował 100 zł. Do tej pory mam niesmak, bo wizyta trwała 30 sekund.
Pod koniec ciąży męczyła mnie również zgaga; czwarta dolegliwość. W najgorszych momentach nie mogłam zasnąć leżąc na płasko. To było straszne. Nigdy wcześniej nie miewałam zgag, więc tym bardziej był to dla mnie szok jak bardzo jest ona uciążliwa. Jedynym lekiem, który przynosił ulgę był syrop miętowy Gaviscon (przyszłe mamucie zapamiętajcie sobie tę nazwę).
Zdjęcie zrobione na przełomie sierpnia/września 2015.
Podczas ciąży przytyłam 19 kilogramów. Od 7 miesiąca wychodziłam przeważnie już tylko raz dziennie, nie na dłużej niż dwie godziny. Czułam zmęczenie, w ciągu dnia nie obeszło się również bez kilku drzemek. Starałam się słuchać swojego organizmu i całkiem nieźle mi to wychodziło :)
W kolejnych postach zamieszczę zdjęcia USG, opisze poród i przygotowanie do niego; szkoły rodzenia, na które się zdecydowałam, szpital itp.
Dziękuję, że ze mną jesteście :)