Pyszny i prosty w przygotowaniu
chleb, który smakiem przebija niejeden "piekarniany". Mięciutki, puszysty środek i delikatnie chrupiąca skórka, czyli to co lubimy w świeżym pieczywie najbardziej! Do równego pokrojenia, tradycyjnie już, świetnie nadał się mój najlepszy i największy zarazem nóż
#myAmbition - ostry jak trzeba, doskonały!
W przygotowaniu
chleb jest bardzo prosty - możesz użyć mąki jak w przepisie lub tylko jednego rodzaju, zmienić otręby żytnie na pszenne, owsiane, czy zamienić na ziarna (np. słonecznik, siemię, itp.). Możesz też pominąć je całkowicie (zmniejsz wtedy ciut ilość płynu lub dodaj jeszcze odrobinę mąki). To, jakich składników użyjesz zależy wyłącznie od Ciebie, ale za każdym razem uzyskasz pyszny, zdrowy chleb, który ze smakiem zjesz choćby bez dodatków, z samym masłem.
Jeśli chodzi o ilość wody to też dostosuj - nie napisałam jakich dokładnie typów mąki użyłam, bo nie wiem, a chociażby od stopnia zmielenia mąki zależy ile ona płynu pochłonie. Ciasto po prostu ma być takie klejące, ale ani za rzadkie, ani za ścisłe.
Ten chleb upiekłam na Niedzielę Palmową. My chleb z reguły kupujemy, bo choć lubię piec, to teraz nie mam często możliwości czasowych. Wybieram zawsze te naturalne, bez dodatków. Ale tak się złożyło, że nie było jak i gdzie kupić, a do śniadania był potrzebny (my to i bez chleba sobie często radzimy, ale Mąż z tych, co to lubią mieć i się najeść). Ciasto zagniotłam (wróć - Mąż mi zagniótł;)) w sobotę późnym wieczorem, upiekł się zanim poszłam spać. Po krótkim przestudzeniu zostawiłam w zamkniętym piekarniku na noc - dzięki temu ani się nie zsechł, ani nie zaparował (jakby to miało miejsce, gdybym go na przykład do siatki włożyła).
Miałam wcale mu zdjęć nie robić, bo chleb jak chleb, już nie raz tak piekłam z tego co się nawinęło, by na rano był do śniadanie, a na blogu tych przepisów nie ma. Bo na głodnego to i zdjęcia źle się robi ;) Ale tym razem jakieś tam "cyknęłam", więc przepis zamieszczam, bo chcę w ten sposób pokazać, że i bez przepisu chleb się uda i śmiało spróbuj upiec, jak się okaże, że nie ma gdzie kupić lub nie chce się nigdzie po niego jechać :)
Zwykle pamiętam co i ile dodałam (dlatego jest przepis), ale często ciasto na chleb robię "na oko", z tego co się nawinie i to jest jeden z prostszych przykładów.
Składniki:2 szkl. mąki pszennej
1 szkl. mąki chlebowej
1/2 szkl. otrębów żytnich
2 szkl. letniej wody
15 g świeżych drożdży
1 łyżeczka soli
szczypta cukru
Sposób przygotowania:
Drożdże rozpuszczamy w ciepłej wodzie ze szczyptą cukru. Wlewamy do zagłębienia w mące, dodajemy otręby, sól i zagniatamy ciasto - powinno być klejące, ale odchodzić od rąk. Będzie dosyć zbite, więc ciężkie do wyrobienia (stąd ja z braku robota oddałam tą fuchę Mężowi;)), ale potrzebuje kilku minut wyrabiania, by osiągnąć odpowiednią konsystencję (chodzi o to odchodzenie od rąk). Gotowe ciasto przekładamy od razu do keksówki (moja ma wymiary 26x9cm) wyłożonej papierem do pieczenia, lekko zwilżonymi dłońmi wyrównujemy wierzch i odstawiamy przykryte ściereczką w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (moje stało niecałą godzinę). Wstawiamy do piekarnika, nastawiamy na 180 stopni i pieczemy przez 1 godzinę. Nad chlebem dobrze jest umieścić pustą brytfannę, by góra nie zrumieniła się nadmiernie.
Po upieczeniu od razu wyjmujemy z blaszki i zostawiamy do przestudzenia.