
Trochę mnie nie ma i trochę jestem.
A skoro już jestem to zaprezentuje ostatnie cudo, musicie mi jednak wybaczyć ale zostało zjedzone tak szybko,że zapomniałam o zdjęciach gdy było już wszystko gotowe...to przez aromat, który był w każdym zakątku domu...
Zaczęło się zwyczajnie od pójścia do mięsnego...miałam kupić filety z kurczaka, ale obok na stoisku leżała ona, piękna nie za duża ale jakże mięsista szynka..a dalej to już poszło...czym prędzej do domu i szybkie przeszukanie szafek, rekonesans w przyprawach i pomysł na marynatę wpadł sam do głowy.
Szynkę oczyściłam ze zbędnych błon.Następnie, posiekałam: świeże oregano, mięte, bazylie (wszystko po garści) i trochę rozmarynu(wiem,że trochę to mało mówiąca miara, ale z racji tego, iż jest to bardzo intensywne zioło,wzięłam niecałą gałązkę.Dodałam sporą łyżkę musztardy Dijon, 2 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę, 3 duże łyżki sosu ostrygowego...wiem to może być dziwne połączenie,ale to właśnie ten sos nadał ładnego koloru.Całość zalałam 5 dużymi łyżkami oliwy aromatyzowanej tymiankiem. Teraz należy "wypieścić" mięso :) czyli dokładnie wysmarować je marynatą. Wypieszczoną szynkę zamknęłam w pojemniku i odstawiłam na parę godzin (dokładnie na 8 bo musiałam iść do pracy), nagrzałam piekarnik do 200 st. Szynkę włożyłam w rękaw do pieczenia, wstawiłam do piekarnika i zmniejszyłam temperaturę do 170 st. piekłam tak przez 1 godzinę, następnie rozcięłam rękaw i piekłam jeszcze przez 15 min,żeby trochę się zrumieniła. Pycha!! podawać można z ziemniakami i koperkiem. Pyszna sprawa.

Smacznego!