Chwilę nas tu nie było, ale nie panikujcie nigdzie nie uciekliśmy, po prostu poniosły nas święta i czas przed nimi. Dziś jak zwykle specjalnie dla Was odwiedziliśmy Przepis Bistro (Dworcowa 96).
W sumie powinnam powiedzieć odwiedziłam, bo niestety Matiego zatrzymała praca... (głupio się je bez niego). Ale nie do końca sama byłam bo dzielnie towarzyszyła mi moja przyjaciółka Hania (dzięki Hania!).
 |
Hanka pozdrawia! |
Jeśli chodzi o Przepis to interesowałam się nimi już wcześniej. Ba! Ja nawet kiedyś szłam w ich stronę ale coś mnie zawróciło i wylądowałam na burgerze... ale to nie tekst o tym! Skupmy się na Bistro.
Nudnie i przewidywalnie zacznę od wnętrza, a to zaskakuję i trochę zachwyca. Ciepłe i przyjemne to dobre określenie. Drewniane skrzynki na ścianach, kwiaty na stołach i takie hipsterskie wiszące żarówki sprawiły, że poczułyśmy się bardzo dobrze i od razu chciałyśmy mieć tak samo w naszych mieszkaniach!
Na drugą pochwałę już teraz musi zasłużyć Pani, która nas obsługiwała. Sympatyczna, uśmiechnięta i wyluzowana wprowadzała kumpelską atmosferę! Serdecznie Panią pozdrawiamy!
Ale nie ma co tu się rozwodzić nad otoczką i atmosferą (choć są cholernie ważne). Jedzenie to jest najważniejsze! Nie ukrywam, że ja jechałam tam głodna jak stado wilków, bo byłam od razu po pracy, a jedyne co zjadłam od rana to banan...
Więc na menu się prawie rzuciłam, analizowałyśmy je milion minut. Wiecie jak to jest jak się dwie baby spotkają, cud, że w ogóle coś wybrałyśmy.
A wybrałyśmy: ja - zupę z fasolką szparagową i rumsztyk z cebulką i ziemniakami, a Hania - pomidorową i polędwiczki z kurczaka w sosie kurkowym.
Jestem wychowana więc zacznę od dania Hani i jej opinii.
Pomidorówka była trochę słodka, ale to przez dużą ilość marchewki w środku. Hania mówiła, że jest smaczna i że w sumie ciężko spieprzyć zupę. Więc chyba dałaby plus za zupę.
Kurczak był smaczny, miękki i dobrze doprawiony. Sos według Hanki dawał radę, a kurki nawet smakowały grzybami. Jedyny problem był w sałatce... Bo vinegret (pomarańczowy) miał jakiś taki nie pasujący nam smak. Nie wiemy co nam w nim nie odpowiadało, ale coś tam nie grało, ale to jedyny minus.
Moje danie też było całkiem, całkiem. Zupa to była taka jarzynowa, zabielana. Trafiły mi się nawet kawałki mięsa! Ja na pewno daję plus za zupę.
Rumsztyk z łopatki był ogromny, dobrze doprawiony. Ziemniaki jak to ziemniaki były ok, a sałata ze śmietaną smakowała prawie jak ta mojej mamy. Dla mnie i tak wygrała cebulka, która tak cudownie była podsmażona... mmm jestem cebulowym potworem!
Zmierzając ku końcowi, stwierdzamy co następuję.
Jedzenie było smaczne, porcję ogromne, a ceny przyjazne (dostałyśmy studencką zniżkę). Smak mógłby trochę zaskakiwać, a nie być tak jednowymiarowy, ale chyba właśnie tak ma smakować, tak swojsko-zwyczajnie. Jeśli chodzi o menu (które zmienia się codziennie) mogłoby być trochę bardziej urozmaicone. Bo 4 dania z piersi z kurczaka z podobnymi dodatkami wydaję się trochę nudne. I zabrakło nam dania z ryby...
Ale ostatecznie nie było źle, a nawet było całkiem dobrze. Dałybyśmy 3,5/5 za miłą obsługę, wystrój, świeże produkty i nawet dobry smak.
Podejrzewam, że jeszcze tam wrócę, ale wtedy to już na pewno z Matim!
Smaczności!