Ana testuje
Dziś chciałabym się podzielić z Wami moją recenzją na temat zielonej herbaty SOTI natural. Jestem herbacianym maniakiem od ładnych paru lat, najczęściej piję zieloną i czerwoną. Co do zasady sceptycznie podchodzę do fit nowości, bo część z nich to zwyczajne żerowanie na fali Chodaka i innych cudów. Tu było inaczej, gdy tylko otrzymałam propozycję przetestowania jej nie mogłam odmówić, ale zaraz zrozumiecie dlaczego. W poniedziałek otrzymałam 3 butelki o pojemności 530 ml.
Jest to jedyny tego typu napój na polskim rynku. Dlaczego? Nie ma nic wspólnego z typową, butelkowaną zieloną herbatą, którą można spotkać na półkach sklepowych. Tamta kojarzy mi się z mieszanką wody, cukru i ekstraktu z zielonej herbaty w wysokości 0,2% (np. Nestea czy Lipton). Może i są smaczne, ale jedyne co mogą zrobić to odłożyć się w boczkach.
SOTI nie zawiera cukru, słodzików, ani nawet tak popularnej obecnie stewii. Jest także bez konserwantów. Co zatem znajduje się w butelce? Na opakowaniu czytamy "Składniki: parzona zielona herbata". Sam proces parzenia przeprowadzany jest tak, aby wydobyć z liści jak najwięcej dobrego - w tym wypadku antyoksydantów.
Brzmi dobrze?
Oto, co można przeczytać na butelce:
SOTI Natural Receptura
- specjalny proces parzenia niedostępny w warunkach domowych
- unikalny smak i właściwości szlachetnej zielonej herbaty
- katechiny naturalnie wspomagające metabolizm
- l-teanina wspiera koncentrację i relaksację
- zasadowe pH pozwala zachować równowagę kwasowo-zasadową
- polifenole pozytywnie wpływają na cerę, włosy i paznokcie
- antyoksydanty pomagają oczyszczać organizm z toksyn
- woda zawierająca sole zapobiegające odwodnieniu
Kilka słów komentarza, bo domyślam się, że mogą znaleźć się osoby, które własną piersią bronić będą zielonej herby, której niebotyczne ilości piją dzień w dzień (nota bene jak ja). Oczywiście, zarówno moja, jak i Wasza herba też ma te właściwości. Myślę jednak, że ta może wypadać lepiej w porównaniu i wcale nie dlatego, że jest z butelki. Powód jest prosty - wszystko zależy od odmiany i jakości. Nie można zapomnieć o tym, że w obecnym, brutalnym świecie konsumenckim głównym problemem jest obniżanie ceny, a co za tym idzie jakości. Sama kiedyś chciałam wypróbować "tańszą" herbatę. Skończyło się na tym, że zobaczyłam herbaciany proch zamknięty w torebce, który pewnie pozostał po wytworzeniu herby z wyższej półki. W efekcie dostałam zabarwioną, bezsmakową wodę.
Dlatego właśnie producent na swojej stronie mówi o tym, że sekretem tej herbaty jest odmiana, z której jest wytwarzana.
W odróżnieniu od pyłu herbacianego który używany jest w saszetkach z herbatą i liści sencha które są najbardziej popularne to właśnie liście Gyokuro mają najwięcej katechin, antyoksydantów, przeciwutleniaczy i to właśnie z nich parzona jest SOTI Natural. Liście te kosztują ok. 1200 zł za kilogram, ale mają 4 razy więcej katechin, antyoksydantów niż jakiekolwiek inne liście.
Moje odczucia
SMAK. Przeczytałam w otchłani internetów, że jest obrzydliwa, że gorzkie cholerstwo i ogólnie nie da się przełknąć. Jeśli jesteście w temacie herbat i piliście kiedykolwiek dobrej jakości zieloną herbatę (prawdziwą liściastą z herbaciarni) to smakuje ona jak taka, typowa "bezsmakowa" zielona herba. Z tą różnicą, że jest zimna. Oczywiście, jest w niej trochę goryczki. Jednak dla kogoś, kto pije zieloną herbatę dzień w dzień (jak ja) jest to coś kompletnie normalnego. P.S. Widziałam, że niedługo planowane jest także wprowadzenie herbaty jaśminowej - pewnie się skuszę.
DOSTĘPNOŚĆ. Można ją kupić na
stronie producenta, a także w wybranych sklepach i siłowniach. Jednak nie zdarzyło mi się jej wypatrzeć w żadnych z tych miejsc.
CENA. Tutaj niestety nie jest tak pięknie. Producent skupił się na sprzedaży nazwijmy to hurtowej, minimalna ilość to 6-butelkowy zestaw "trial", który kosztuje 73,80 zł (12,30 zł za butelkę). Obecnie na stronie jest promocja, dzięki której cena redukuje się do 60 zł (dostawa jest darmowa). Dla niektórych może być to zwyczajnie zbyt droga przyjemność na dłuższą metę. Myślę, że ja skuszę się na kilka butelek w przyszłości - np. na wyjazd.
Podsumowanie
Domyślam się, że kilka osób czytało z entuzjazmem i byli w trybie "shut up and take my money" dopóki nie zaczęła się gadka o cenie. Jestem tego świadoma. Patrząc jednak racjonalnie na fakt, iż jest to wyjątkowy produkt (nie bójmy się tego powiedzieć) premium, a same liście kosztują krocie można zrozumieć skąd się bierze taka, a nie inna kwota. Z chęcią poczytałabym więcej o procesie parzenia, ze strony wyczytałam jedynie, że opracowanie go było bardzo pracochłonne i trwało 2 lata.
Cieszę się, że coś takiego powstało w Polsce (dla ciekawskich - produkowane jest w Tajlandii), na pewno ma szanse podbić rynki zagraniczne, o ile już tego nie robi.
Jestem bardzo ciekawa Waszej opinii o tym produkcie - zarówno tych, którzy próbowali, jak i tych, którzy tylko o niej słyszeli. Myślicie, że wyprze z rynku słodzone napoje ice tea?