Już kiedyś próbowałam polemiki co było pierwsze jajko czy kura, jednak nigdy wcześniej nie rozważałam egzystencji idąc drogą od Jajka do Jabłka. A szkoda, bo droga, którą jest ulica Gertrudy 7 zaprowadziła by mnie dużo wcześniej do tego miejsca. Nie. Inicjatywy. Tak, to jest poprawna forma określenia tej restauracji.
Inicjatywa bo w progu witają mnie dwie właścicielki. Rozważna i Romantyczna. W każdym detalu tego miejsca widać ich obecność. Zamiłowanie do kuchni przeplata się z artystycznymi korzeniami związanymi z muzyką. Obnażona kulinarna sztuka podana jak na tacy za szklanymi drzwiami, gdzie kucharze niosą na barkach ciężar ciekawskich spojrzeń, pozwala skryć się w cieniu ścian i zamkniętego wieka pianina muzycznym inspiracją, nieśmiałemu pazurowi, który nadaje temu miejscu charakter.
Jak dwa żywioły przeplatają się charaktery, obnażając co raz słabości i małe grzeszki właścicielek. Bo karta menu Drodzy Państwo składa się właśnie z tak zwanych "guilty pleasures" i właśnie to określenie jest jedynym kluczem do odpowiedzi na pytanie "co autor miał na myśli?".
A miał bardzo smaczny rosół, który był zupą dnia (10 zł) idealną na obecnie panującą nam ponurą pogodę. Myśli nie umknął również Kozi ser z figą pieczony na żytnim chlebie z rucolą (22 zł). Przyznam, że absolutnie moje smaki. Uwielbiam wszystko: kozi ser, grzankę, figi. W ogóle patrząc na menu i zagłębiając się w nim bardziej i bardziej, dochodzę do wniosku, że nie tylko Pani Justyna i Marysia zdradzają w nim swoje przyjemności ale JA!, klient, konsument, recenzent zjadając kolejną pozycję z karty obnażam swoje totalne zatracenie w gustach właścicielek.
I nie tylko ja bo napis na ścianie głosi: "Kaczka pyszna!". Zaufałam autorowi tej recenzji i zamówiłam Filet z kaczki w sosie figowym z truflowymi ziemniakami i rukolą (36 zł). I chyba gdybym miała zamówić swój ostatni posiłek to z tą pozycją przegrałby jedynie schabowy mojej Mamy. Naprawdę niezłe. Kurczak w sosie winnym z estragonem, puree ziemniaczanym i mało kiszonymi ogórkami (22 zł) stał się winowajcą mojego obżarstwa i kilku dodatkowych kilogramów. W połączeniu z orzeźwiającym białym winem, które dobierane są według mojego ulubionego klucza czyli "to wino smakuje mi lub nie" - dobił mnie kompletnie i na deser nie starczyło miejsca. A szkoda bo naleśniki z syropem klonowym (6 zł) czy z masłem orzechowym, bananem i czekoladą (12 zł) kusiły okrutnie.
Zapytacie pewnie o nazwę? Wersji mieliśmy parę, bo mój współtowarzysz lubuje się w zatracaniu w detalach przedsięwzięć. Typu: co było pierwsze kura czy jajko. Czy ziemia krąży w okół słońca czy słońce w około ziemi. Takie typowe egzystencjalne problemy dnia codziennego. Dla jego świętego spokoju, lub chyba bardziej mojego - zapytałam Panią Marysię. "Bo w planach są śniadania" - usłyszeliśmy. Rozwiązana zagadka pozwoliła mojemu współtowarzyszowi odetchnąć spokojnie. A ja czekam na te śniadania!! Byle z inicjatywą, tak, jak teraz!