CZĘŚĆ!
Dzisiejszy post będzie o jedzeniu, ale nie tylko. Będzie smacznie ale tym razem bez przepisów. Chciałabym się z Wam podzielić moimi kulinarnymi wrażeniami z wycieczki po Azji, którą odbyłam na przełomie listopada i grudnia z moją współlokatorką. To już nasz drugi taki backpackerski wyjazd, dwa lata temu zwiedziłyśmy w ten sposób Tajlandię. Urok takiego tripu jest nieporównywalny ze zorganizowaną wycieczką grupową. Na dodatek jest znacznie taniej, zwiedza się to na co ma się ochotę i nikt Cie nie popędza.
Podróżując w ten sposób ma się możliwość poznawania niezwykłych ludzi, dostrzegania drobnych i pięknych szczegółów z życia tubylców, można poczuć niesamowity klimat danego miejsca i po prostu wtopić się w ten fantastyczny świat.
Nasz wyjazd obejmował 3 państwa - Vietnam, Kambodżę i Laos. Postawiłyśmy sobie za cel zwiedzić najważniejsze i najpiękniejsze miejsca tych krajów w zaledwnie 3 tygodnie. Chwilami było ciężko, ciągnące się godziny w obskurnych autobusach, niewyspanie i głód a także nerwy czy dojedzie się na czas i na właściwe miejsce chwilami dawały nam się we znaki. Wszystko to jednak było rekompensowane z nawiązką cudnymi urokami ruin Angkoru, przyjemną bryzą bijącą z wodospadu w Luang Prabang czy niesamowitym klimatem starego miasta Hoi An.
Dziś zapraszam na wycieczkę po kuchni azjatyckiej!
W thai mango sticky rice zakochałam się juz w Tajlandii, ale muszę przyznać, że te które zjadłam w Ha Noi przebiło o głowę wcześniejsze wydania. Ryż gotowany na mleku kokosowym z wanilią, do tego dojrzałe mango (smak nieporównywalnie lepszy niż te kupowane w Polsce!) i posypane świeżymi wiórkami kokosowymi. Hmmmm można się rozmarzyć... Pełnię szczęścia dopełniła kulka lodów kokosowych domowej roboty! I nic więcej do szczęścia nie potrzeba.Podążając dalej tropem słodyczy warto zwrócić uwagę na wietnamskie napoje. Tutaj piłam iced mochi tea with agave jelly. Jak na słodką mrożoną zieloną herbatę z galaretkami z agawy smak był zaskakująco pyszny! Była w smaku aksamitna, co w dużej mierze zawdzięczała mleczku kokosowemu.Sztandarowym napojem w Wietnamie jest kawa.I to nie byle jaka kawa, bo najlepsza na świecie! Na samym początku wzbraniałam się przed nią, bo przecież jak można pić zimną kawę z kostkami lodu i cukrem trzcinowym? Nie, to nie moja bajka! Do czasu...aż moi znajomi Wietnamczycy zabrali mnie do klimatycznej knajpkichętnie obleganej przez młodzież i zamówili dla mnie vietnamese coffee. Zakochałam się w niej i od tego czasu piłam prawie każdego dnia do końca wycieczki.Wietnamczycy wychodzili z założenia, że im więcej lodu tym kawa smaczniejsza. Chyba podzielam ich zdanie.Klasyczna kawa podawana jest również z mlekiem skondensowanym, w diecie wegańskiej można je zastąpić każdym innym roślinnym i dodać cukier lub słód.Nie jestem fanką piwa, ale po męczącym i upalnym dniu należało nam się jak mało komu. Najważniejsze jednak były orzeszki, które podano jak przegryzkę. Do tego momentu uważałam, że znam smak fistaszków...ale tylko tak mi się wydawało. Te które dostałyśmy były słodkawe i delikatnie chrupiące, a łupinka miękka.Takie doznania smakowe dawały wszystkie orzechy kupowane w Azji. Świeże, wysuszone na słońcu, często ze skórką i bez zbędnych sztucznych przypraw, w tym soli. Chciałabym jeść takie na co dzień. Uwielbiam całą Azję za różnorodność smaków, która przekłada się również na sklepowe smakołyki. Jednym z moich ulubionych ciasteczek jest Mochi. Są wykonane z ryżu, czyli bezglutegone a nadzienia mają niezliczoną ilość: zielona herbata, czerwona fasola, lotos, sezam, fistaszki, taro, lichi, melon, truskawka itd.
Uważam, że każdy coś dobrego i orientalnego w słodkiej wersji znajdzie dla siebie. Sklepy, restauracje czy bary uginają się od rozmaitych ciasteczek, cukierków, wafelków, chipsów, deserów, kaw, napojów oraz świeżych owoców i orzechów. Czasami na pierwszy rzut oka wydaja się ekstremalnie dziwne, ale gdy tylko zaryzykujemy może się okazać, że to najlepsza rzecz jaką zjadło się do tej pory w życiu!