Z ziemi włoskiej do Polski...
Dzisiejszym postem ciągle tkwimy jedną nogą w słonecznej Italii. No może nie nogą tylko sercem i myślami. Jesteśmy w kraju, gdzie pechowym numerem jest 17. Gdzie wynaleziono pizzę, termometr, fortepian, nitroglicerynę, lody, okulary, ekspres do kawy i telefon. Gdzie nie ma przedszkoli, a w sierpniu całe Włochy mają wakacje, nawet duże firmy. Gdzie pachnie słońcem, pomidorami i świeżymi ziołami. Gdzie są najciekawsze zabytki na świecie. Gdzie atmosfera na pewno jest gorąca. Gdzie kiedyś pojadę i oszaleję ze szczęścia, a przywiozę tyle zdjęć, że będę musiała je tydzień oglądać. Jest to kraj, który pasjonuje mnie i wciąga całkowicie i chciałabym tam spróbować każdej potrawy, a potem to wszystko opisać....



Wracamy z raju do zimnej Polski, która pachnie jedynie schabowym na klatkach bloków, a od 13 w niedzielę z mieszkań słychać tłuczenie kotletów. Ale całe szczęście u nas też sobie można kawałek Włoch spróbować i przybliżyć sobie tamtą kuchnię. Dzisiejszy post będzie o maleńkiej kanapeczce o nazwie Bruschetta. Historia zaczyna się, jak często to bywa od mojego męża, który upodobał sobie to danie chadzając tu i ówdzie. Oczywiście standardowo o niczym innym nie mówił i jak tylko ktoś miał do nas wpaść padało słowo ,,A może Bruschetta?". Ja nie byłam długo przekonana do jego pomysłu, ale w końcu dałam się namówić. Uparty osioł też czasami ulega i przyznaje racje, że to był strzał w 10! Bruschetta znika ze stołu jak świeże bułki ze sklepu, no tak, to w zasadzie są świeże bułki. Jest to u nas w domu najszybciej znikający frykas, jaki udało mi się do tej pory przyrządzić. Pasuje jako przystawka przed głównym daniem, ale przede wszystkim jako przekąska na zimowe wieczory w gronie przyjaciół. Niezwykle aromatycznie pachnie i smakuje, a pracy tak naprawdę jest przy niej niewiele, aczkolwiek jest ona jak dla mnie średnio przyjemna. Obieranie pomidorów ze skórki, a następnie krojenie ich w drobną kostkę powoduje, że moja kuchnia zamienia się w basen kryty, a ze mnie cieknie sos pomidorowy z góry do dołu.
Podstawą bruschetty jest grzanka nasmarowana oliwą, a na nią nakładany jest różny farsz. Najpopularniejsza to ta z pomidorami, bazylią i mozzarellą. Z racji prostoty dania wymagane są bardzo dobre produkty: soczyste, dojrzałe pomidory, świeża bazylia i oliwa z oliwek. Początkowo przekąska ta była daniem biednych plantatorów oliwek, a potem z hukiem wkroczyła na salony. Dziś gości również w moim domu. Serdecznie zapraszam na klasyczną bruschettę teraz, a niedługo inne jej odsłony.
Składniki:
- bagietka lub inne pieczywo chrupkie
- dojrzałe, soczyste pomidory
- świeża bazylia
- oliwa z oliwek
- ocet balsamiczny
- garść orzechów włoskich
- ząbek czosnku
- zioła prowansalskie
- oregano
- pieprz
Wykonanie:
1. Bagietkę kroimy na długie plastry.
2. Do oliwy z oliwek dodajemy bazylię, oregano i zioła prowansalskie.
3. Na blaszkę w piekarniku rozkładamy bułki. Każdą z nich smarujemy przygotowaną oliwą z ziołami i zapiekamy w piekarniku do momentu zarumienienia się bagietki.
4. Na pomidorach wycinamy nożem krzyż na skórce. Pomidory wkładamy do miski i oparzamy wrzątkiem. Po kilku minutach we wrzątku wyciągamy pomidory, zdejmujemy z nich skórkę i kroimy pomidory w kostkę.
5. Bazylię kroimy na małe kawałki.
6. Do miski wlewamy oliwę z oliwek i łyżeczkę octu balsamicznego, dodajemy pokrojone orzechy włoskie, przeciskamy ząbek czosnku przez praskę i całość doprawiamy oregano, szczyptą pieprzu i ziołami prowansalskimi.
7. Do tak przygotowanej oliwy dodajemy pomidory i całość mieszamy.
8. Na bagietki nakładamy przygotowany farsz pomidorowy i posypujemy tartą mozzarellą.
SMACZNEGO!!!