Chyba większość wegetarian wcześniej czy później spotkało się z nieśmiertelnym pytaniem "to co ty właściwie jesz?". Podejrzewam, że odpowiedź "wszystko oprócz mięsa" nie trafia do wyobraźni przeciętnego mięsożercy.
Ja sama mięsa nie jem od roku. Paradoksalnie zaczęło się od rozpoczęcia mojej przygody z gotowaniem. Dopóki mięso występowało dla mnie tylko w postaci kotleta czy dodatku do makaronu, nie miałam żadnego problemu z jego jedzeniem. Dopiero, gdy postanowiłam nauczyć się gotować obiady, inspirując się w dużej mierze tym, co gotowała mama, zaczęło mi się ono kojarzyć bardziej namacalnie z częściami ciała zwierzęcia a nie z tym, co występowało na talerzu już w przetworzonej formie.
W tym czasie okresy niejedzenia mięsa zaczęły się u mnie przeplatać z powrotem do jego jedzenia, głównie pod naciskiem rodziców. W końcu, któregoś dnia, mniej więcej rok temu zdecydowałam, że od dzisiaj zaczynam sobie gotować sama i że na moim talerzu nie ma miejsca na mięso.
I od tego czasu ani razu przez myśl mi nie przeszło, żeby wrócić do jego jedzenia.
Muszę przyznać, że na początku z gotowaniem było trochę ciężko, bo była to dla mnie kuchnia całkowicie nieznana. Nie mogłam już liczyć na gotowy obiad podawany przez mamę. Zaczęłam szukać przepisów na szybkie dania, które mogę zrobić zanim umrę z głodu po przyjściu ze szkoły :D
Błyskawicznie przekonałam się, że kuchnia wegetariańska ma naprawdę dużo do zaoferowania, a gotowanie bez mięsa jest dużo prostsze, przyjemniejsze i bardziej intuicyjne.
Daleka jestem od "nawracania" ludzi na wegetarianizm, zdaję sobie też sprawę, że argumenty etyczne nie przemawiają do wielu osób, poza tym jest to indywidualna decyzja każdego z nas. Jednocześnie uważam, że najbardziej skuteczne jest przekonywanie ludzi do jedzenia mniejszej ilości mięsa poprzez pokazanie im, że dania z warzyw mogą być pyszne i w pełni satysfakcjonujące :) Wobec tego w najbliższym czasie chciałabym Wam pokazać przepisy na moje ulubione wegetariańskie dania, które są łatwe do przygotowania, nie wymagają dużej ilości czasu i nakładu pracy, a sprawdzają się idealnie, kiedy głodni i zmęczeni wracacie do domu po kilku godzinach w pracy czy szkole.
Na pierwszy ogień pójdzie przepis na kotleciki, które dobrze smakują zarówno w duecie z ulubioną surówką, jak i w postaci burgerów w bułce z ketchupem i warzywami. Ja zwykle jako bazy używam dowolnych strączków i kaszy w proporcji 1:1, jednak na dobrą sprawę proporcje naprawdę mogą być dowolne. Jeżeli została wam kasza, np. z poprzedniego obiadu, ugotujcie po prostu tyle strączków, ile potrzebujecie, zmiksujcie je razem z kaszą (jeśli używacie dość grubej kaszy, np. gryczanej) lub wmieszajcie do zmielonej już masy (jeżeli używacie drobnej kaszy, np. jaglanej czy kuskusu). Smak "podrasuje" dodatek podsmażonej cebulki, ziaren lub pestek (np. słonecznika, dyni czy sezamu), sosu sojowego i dużej ilości przypraw. Można też dodać starte warzywa, np. marchewkę czy cukinię. Konsystencja masy powinna pozwalać na bezproblemowe uformowanie kotlecików - nie powinny się kruszyć ani za bardzo kleić do rąk. Wyregulujecie ją dodając do masy olej - jeżeli masa nie chce się formować (choć sprawdzi się w tej roli nawet woda) lub mąkę czy otręby - jeśli masa jest klejąca. Nie dodawajcie do niej jajek - powodują one, że w większości przypadków kotlety po usmażeniu stają się po prostu suche. Pamiętajcie, żeby przed formowaniem spróbować masy - i ewentualnie mocniej ją doprawić.
I w ten sposób zyskujecie niezliczone możliwości stworzenia waszego ulubionego miksu smaków. To właśnie miałam na myśli pisząc o intuicyjnym podejściu, które w kuchni wegetariańskiej (nie mówiąc już o wegańskiej) wydaje mi się być znacznie prostsze do realizowania.
Tak więc: gotujcie, próbujcie i dajcie znać, co z tego wyszło! :)
Na początek możecie wypróbować też poniższy przepis - jest to zdecydowanie jedno z moich ulubionych połączeń:
KOTLECIKI
Z SOCZEWICY, KASZY GRYCZANEJ I PIECZAREK
/4 porcje/
1/2 szklanki zielonej soczewicy
1/2 szklanki kaszy gryczanej (jeżeli macie kaszę w woreczkach, użyjcie zawartości jednego)
1 czerwona cebula
1 ząbek czosnku
4-5 małych pieczarek
około 10 czarnych oliwek
1/3 szklanki łuskanego słonecznika
2 łyżki sosu sojowego
łyżeczka suszonej natki pietruszki lub łyżka świeżej (posiekanej)
około 2 łyżek dowolnej mąki lub otrębów do obtoczenia (jeśli macie to polecam mąkę graham!)
3 łyżki oleju
sól, pieprz
Soczewicę wrzucić do garnka i zalać 2 - 3 szklankami wody. Doprowadzić do wrzenia, zmniejszyć ogień i gotować 5 minut. Wrzucić kaszę gryczaną i dużą szczyptę soli. Gotować przez około 15 minut. Jeżeli w garnku zostało dużo niewchłoniętego płynu, odcedzić kaszę i soczewicę na sitku o drobnych oczkach, a następnie zmielić je za pomocą blendera.
Cebulę pokroić w kostkę, czosnek drobno posiekać, pieczarki pokroić w cienkie plasterki. Na patelni rozgrzać odrobinę oleju i zeszklić cebulę, dodać czosnek i smażyć jeszcze przez chwilę. Przełożyć do miski z kaszą. Na tej samej patelni rozgrzać mocno łyżeczkę oleju i na dużym ogniu podsmażyć pieczarki. Dorzucić do cebuli wraz z oliwkami, pestkami słonecznika i łyżką oleju. Wymieszać.
Masę na kotleciki doprawić dodając sos sojowy, natkę pietruszki, sól i pieprz do smaku.
Uformować 4 spore kotleciki i obtoczyć je w mące lub otrębach.
Nieprzywierającą patelnię rozgrzać i wlać na nią około 1 łyżki oleju.
Smażyć kotleciki po kilka minut z obu stron.