Pokusa, by zacząć Wszystko od nowa jest wielka. Przekreślić grubą kreską, to, co uznane za nieudane, ulec kreatywnej amnezji, wyrwać część kartek, w odkładanym właśnie na bok kalendarzu na rok zbiegły, odwołać nierozważnie rzucone deklaracje, zapisać się/ rzucić /zacząć /skończyć z (niepotrzebne skreślić/uzupełnić). Najlepiej po prostu wycofać się na start, ustawić na nowo w blokach i z myślą o udanym finiszu skupić na każdym kolejnym płotku.
Białe kartki nowego kalendarza kuszą nieoznaczonością i zapachem farby drukarskiej. Energii jakby więcej i motywacji. Z całą pewnością też więcej animuszu i dezylwontury w wytyczaniu kolejnych punktów programu na rok 2016. Zupełnie jakby się czlowiek niebieskich tabletek najadł.
Tym razem się uda!
Nie chcialabym wychodzić przed szereg z moim sarkazmem - ale wiecie - może się nie udać. Tylko - co z tego? Chyba gorzej jest nie zrobić nic, nie spróbować, nie wykorzystać tego wiatru w żaglach, iskry w oku (oby świeciła jak najdłużej) i świeżości młodego szczypiorku.
Dawno temu przestałam robić noworoczne postanowienia. Ale tym razem obiecałam sobie spełnić moje jedno, ale za to - największe - marzenie. Daję sobie na to 1 rok (słownie - jeden, dla ścisłości zaś - 20016), ten właśnie rozpoczęty. Zakładam jednakowoż, że może to potrwać dłużej. I od kilku dni wdrażam mój plan z mozołem ślimaka, rozpisując kolejne punkty planu. Podrepczę tak małymi kroczkami, może z motyką pod pachą i wzrokiem utkwionym w księżyc, nie wiem… Ale mi się chce, czuję, że dojrzałam. Bo mam świadomość, że marzenia też mogą się przeterminować, a w konsekwecji nam zaszkodzić, by latami odbijać się czkawką i brzmieć jak zdarta płyta.
Siegając wstecz do swoich styczniowych wpisów z poprzednich lat trafiam na zdanie: "(…) zdecydowanie łatwiej jest obiecać coś sobie, niż obejrzeć się za siebie, by sprawdzić co wyszło z wcześniejszych postanowień".
Spoglądam przez ramię na ten, który właśnie za nami i szybszym krokiem ruszam przed siebie. Jedno jest pewne - takiego celu jeszcze sobie nie wyznaczałam.
Pierwsze dwa wpisy nowego roku mieszczą się jeszcze w zakładce Świątecznie, bo też i takich ciast nie przyrządza się na co dzień. Chyba, że nadarzy się okazja. A wtedy - już będziecie wiedzieli, co przygotować. Panie i Panowie - Tadam! Oto Marlenka! Pyszne, słodkie, kaloryczne i efektowne ciacho. Wymaga czasu ale warte jest każdej poświęconej mu minuty. Polecam gorąco.
Radosnego Świętowania, Kochani!
I niech Wam się uda ten rok, jak dobre drożdżowe ciasto. Najlepsze, jakie jedliście.
Marlenka
Składniki:
Na blaty karmelowo-miodowe (tortownica 18 cm)
250 g mąki pszennej
50 g masła
1 pełna łyżka miodu
1/2 łyżki sody
1/2 łyżki octu
125 g cukru pudru
1 jajko
Na poncz:
1/4 szklanki esencjonalnej herbaty (dodałam czekoladową)
3 łyżki rumu
Na krem maślany kajmakowy:
190 g masła, miękkiego
300 g masy kajmakowej, w temp. pokojowej
Ponadto:
pokruszone orzechy włoskie
100 g masy kajmakowej
Przygotowanie:
1. Przygotowujemy blaty karmelowe.Masło i miód roztapiamy w rondelku, dodajemy cukier puder i podgrzewamy na małym ogniu, aż cukier się roztopi i całość zacznie bulgotać. Sodę i ocet mieszamy w szklance. Pieniącą się miksturę dodajemy do garnka i podgrzewamy, mieszając trzepaczką. Dodajemy jajko. Teraz całość podgrzewamy, intensywnie mieszając trzepaczką, aby nie zrobiła się jajecznica. Gotujemy, aż masa się skarmelizuje i nabierze jasnobrązowej barwy. Zdejmujemy z palnika. Dodajemy mąkę, mieszamy i zagniatamy gładką kulę ciasta. Dzielimy ja na 6 równych części. Przykrywamy ściereczką. Każda część kolejno rozwałkować do wielkości dna foremki - ciasto twardnieje szybko, dlatego moim sposobem rozwałkowuję 6 blatów od razu w czasie, gdy piekarnik się nagrzewa.
2. Blatem wylepiamy natłuszczone dno tortownicy. Każdy placek pieczemy ok. 7 minut w 175 stopniach. Wszystkie całkowicie studzimy. Po wyjęciu z piekarnika blaty będą bardzo miękkie i należy uważać, aby się nie rozpadły. Po schłodzeniu znacznie twardnieją. Jeden z blatów kruszymy.
3. Następnego dnia mieszamy składniki ponczu.
4. Przygotowujemy krem maślany kajmakowy. Masło ucieramy mikserem na puch, a następnie po łyżce dodajemy kajmak, ucierając.
5. Na paterze układamy pierwszy blat, lekko nasączamy. Smarujemy warstwą kremu. Podobnie postępujemy z resztą blatów. Ostatni blat wykładamy do góry nogami – aby równa część była na górze. Smarujemy wierzch i boki kremem. Boki i krawędzie góry obsypujemy okruszkami wymieszanymi z orzechami włoskimi. Górę zdobimy dekoracyjnie wyciśniętą masą kajmakową. Tort wstawiamy do lodówki na co najmniej 24 godziny, po tym czasie blaty zmiękną i smaki się połączą. Wyjmujemy z lodówki na 1 godzinę przed podaniem.
Smacznego!